niedziela, 13 listopada 2011

Robokalipsa - Daniel Wilson

„Maszyny pełne miłości i wdzięku”

Czyżby? Być może w świecie idealnym tak. Wiadomo jednak, że świat idealny nie jest, więc …
Aż chce się powiedzieć „ a nie mówiłam? ”. Kiedyś słyszałam kawał o facecie, który po usłyszeniu, że komputer wykona za niego połowę pracy postanowił kupić dwa. Tak to już z ludźmi jest. Jeśli coś może zrobić za nich komputer- bardzo dobrze. Wprawdzie później okazuje się, że nie jesteśmy już w stanie sami tego wykonywać, no ale w końcu otacza nas technika. W „Robokalipsie” jest identycznie. Maszyny robią za nas prawie wszystko. Prowadzą nasze domy, pomagają w domach starców, robią za nas zakupy. Na drogach nie ma wypadków, ponieważ samochody kontaktują się ze sobą. Na wojnie nie ma zabitych, bo zamiast żołnierzy, na ulice wychodzą roboty patrolowe. Do czasu. Z nieznanych powodów zaczynają się pojedyncze incydenty z udziałem robotów, ale nikt nie wie, jaka jest tego przyczyna. Może błąd oprogramowania lub zwarcie? Nie tym razem.

Maszyny stworzone przez człowieka stają przeciwko nam. Rządzi nimi Archos, komputer, który uważa, że „dopóki jedna rasa gnębi drugą, nie ma miejsca na pokój”. Po części ma rację, tylko jak gnębić coś, co nie ma uczuć? Ta maszyna ma. Jest pełna gniewu, nienawiści i rządzy władzy. Kieruje się chęcią zemsty.

Czy ludzkość jest skazana na wyginięcie? Na szczęście nie. Istnieją bowiem ludzie, którzy odkrywają w sobie siłę by walczyć. O siebie, o najbliższych. Są takie momenty w życiu, gdy z największego tchórza i egoisty wychodzi prawdziwy żołnierz gotowy do walki na śmierć i życie. Życie nie tylko swoje, ale i całej ludzkości.

Jak przekonać czytelników do tej pozycji? Daniel Wilson miał ułatwione zadanie. Zachęcają nas do tego Steven Spielberg i Stephen King. Jeśli King mówi, że coś jest dobre, musi takie być. Jeśli Spielberg chce coś przerobić na film, oznacza, że sale kinowe będą pękać w szwach.

Zastanawiało mnie przez chwilę, skąd pomysł autora na to, aby cała książka była utrzymana w bardzo obrazowym stylu. Czytając poszczególne sceny mogłam je sobie wyobrazić bez najmniejszego problemu. Zagadka rozwiązała się sama po przeczytaniu podziękowań. Autor pisząc wiedział, że jego książka zostanie zekranizowana.

 Daniel Wilson napisał książkę w bardzo fajny sposób. Nie jesteśmy naocznymi świadkami wydarzeń. Oglądamy je razem z bohaterem jako zdarzenia zarejestrowane przez różne roboty. Całość czyta się bardzo fajnie. Akcja, zgodnie z obietnicą Stephena Kinga wciąga tak, że nie sposób się od niej oderwać. Bohaterowie są ciekawi, trójwymiarowi. Fabuła pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Czegóż więcej oczekiwać po książce? Chyba jeszcze tylko jakiegoś morału. Ten morał musimy jednak znaleźć sami. Dla jednych będzie to „nie ufaj do końca technice”, dla innych „każdy może zostać bohaterem”.

Jeśli do 2013 roku nie zostaniemy świadkami buntu maszyn rodem z Matrixa lub Terminatora, do zobaczenia na kinowej premierze Robokalipsy. Warto jednak najpierw przeczytać książkę.

10/10

Daniel H. Wilson, Robokalipsa, Znak, 2011

Recenzja opublikowana na kobieta20.pl

4 komentarze:

  1. Na początku coś mnie nie interesowało,ale jak przeczytałam całą recenzję i zobaczyłam ocenę,zmieniłam zdanie;) Muszę w takim razie tę książkę przeczytać i postaram się to niedługo zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna recenzja, a jednak nie przekonałaś mnie do tej pozycji... Choć miałas większe szanse na to niż Spielberg i King razem wzięci :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo bym chciała przeczytać tę ksiązkę a twoja recenzja tylko podsyciła mój apetyt. Mam nadzieję, że może gdzieś uda mi się ją okazyjnie zdobyć. Czas pokaże.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Miravelle, cyrysia: jak będziecie miały okazję to przeczytajcie, naprawdę się opłaca.

    @burana25: jeśli King Cię nie przekonał, to mi ma się udać? ;) Se ne da. Zwyczajnie nie Twój ogródek zapewne.

    Swoją drogą jeśli ekranizacja będzie tak dobra jak książka to mogą się szykować Oskary.

    OdpowiedzUsuń