czwartek, 24 lutego 2011

Pratchett Terry, Wolni Ciut Ludzie - Mali ludzie, wielkie czyny

„Obok stały „Choroby owiec”, [...]. Babcia Obolała była ekspertem od owiec, choć uważała je za „worki kości, oczu i zębów, które tylko szukają nowych sposobów żeby zdechnąć”   

Z twórczością Terry’ego Pratchetta zetknęłam się po raz trzeci. Miałam przyjemność przeczytać wcześniej „Kolor magii” i „Równoumagicznienie”. Choć jego książki nie należą do typowej fantastyki, są jedyne w swoim rodzaju. Nie zrozumie tego ten, kto jeszcze nie sięgnął po żadną z książek Terry’ego Pratchetta.
„Każda kraina potrzebuje swojej własnej czarownicy” i chociaż prawdziwe czarownice mogą powstać tylko na bardzo twardej skale, kreda też czasem może sprawić niespodziankę.

Główną bohaterką książki Terry’ego Pratchetta jest Tiffany Obolała, jedna z siedmiorga dzieci rodziny Obolałych. Na pozór zwyczajna dziewczynka, zajmująca się wyrobem mleka i serów oraz pilnowaniem wiecznie klejącego się brata Wentwortha, ma w sobie coś wyjątkowego. Mała Tiffany jest dzieckiem bardzo ciekawym świata. Gdy tylko może, dokształca się u przejezdnych nauczycieli wypytując ich o każdy nurtujący drobiazg. Dzięki swojej inteligencji, sprytowi i dobrej znajomości baśni dla dzieci, Tiffany udaje się unieszkodliwić potwora, który pewnego słonecznego dnia nawiedza krainę dziewczynki. Poczynania dziecka śledzą Nac Mac Feegle’gowie i Panna Tyk, która postanawia uzmysłowić Tiffany jej wielki dar i nauczyć ją bycia czarownicą.
Jakiś czas po potyczce z rzecznym stworem zostaje uprowadzony mały Wentworth, a Tiffany opuszcza rodzinny dom, by z pomocą małych, lecz dzielnych stworzeń, uwolnić brata z rąk złej Królowej, która porwała chłopca do swojego świata.

Wolni Ciut ludzie” to kolejna książka Terry’ego Pratchetta z serii „Świat dysku”, pierwsza z podserii z Tyffany Obolałą, w tłumaczeniu Piotra Cholewy. Dzięki pochodzeniu tłumacza Ciut ludzie nabyli śląskiego akcentu, dzięki czemu ich dialogi są śmieszne i niespotykane w tego typu pozycjach. Książka wiele zawdzięcza dobremu panu Cholewie, który chyba wziął sobie do serca powiedzenie o tłumaczeniach i kobietach.

Chociaż akcja książki jest umiejscowiona w Świecie Dysku, czytelnik nie odczuwa tego tak, jak w innych powieściach Pratchetta, gdzie było to wyraźnie zaznaczane. „Wolni Ciut ludzie” wciągają czytelnika i nie pozwalają mu się nudzić nawet przez chwilę. Fantastyka Terry’ego Pratchetta to mieszanka baśni braci Grimm, Alicji z krainy czarów, Czarnoksiężnika z krainy Oz i ludowych opowieści. Dzięki połączeniu różnych światów, książka  Pratchetta jest wyjątkowa.

Przygoda Tiffany wciąga bardziej niż większość bajek i baśni razem wziętych. Być może dlatego, że na każdym kroku młodej czarownicy towarzyszą sześciocalowi wojownicy znani przede wszystkim z „kradzenia, pijatyk i bijatyk”. Dzięki umiejętnościom odziedziczonym po Babci Obolałej, dodatkowym myślom i wejrzeniom oraz patelni, sznurkowi i książce „Choroby owiec” Tiffany może pokonać każdego, nawet najgroźniejszego potwora, który zagraża życiu braciszka i ukochanej krainie.
A terozki nie zastanawiajcie się długo i sięgnijcie po egzemplarz „Wolnych ciut ludzi”. Bydzie piknie.


7/10



Pratchett Terry, Wolni Ciut Ludzie Przekład: Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl


niedziela, 20 lutego 2011

Mateusz Grzesiak, AlphaMale - Samcze opowieści

Dawno temu, w zamierzchłych czasach, człowiek prehistoryczny wychodził z jaskini upolować mamuta,a kobieta, sprowadzona do roli pilnującej ogniska domowego i rodzącej dzieci, czekała na swojego władcę Mateusz Grzesiak po części w tej epoce pozostał.
Autor na okładce ostrzega „Ta książka jest mocna i bardzo prawdziwa. Wymagania: minimum 18 lat i dużo fantazji w obu głowach”. Mocnych i prawdziwych książek się nie boję, jestem pełnoletnia, na brak fantazji nie narzekam, lecz książka do mnie nie przemówiła. Widocznie pan Grzesiak zapomniał dopisać „specyficzne poczucie humoru i/lub otaczającego świata”.

AlphaMale” przyciągnęła mnie czerwoną, odważną okładką. Fragment seksownej kobiecej postaci, uwodząco ściągającej bieliznę, najzwyczajniej w świecie mnie zaciekawił. Myślałam, że książka będzie opowieścią o zimnej i wyrachowanej pannie naciągającej tępych jeleni na kasę, która trafi na jakiegoś faceta robiącego to samo z pustymi laskami. Niestety, zawiodłam się.

Dla mnie treść zawarta w książce jest trochę jak instrukcja konstrukcji cepa. Niby każdy wie, jak cep działa i wygląda, ale mało kto potrafi poszczególne części nazwać. Podobnie z „AlphaMale” To instrukcja dla facetów. Co i jak należy zrobić, aby używając odpowiednio głowy i jaj, upolować zwierzynę, czyli kobietę. W książce znajdziemy takie tematy jak facet w społeczeństwie, jak działa Matrix, wartość socjalna, pieniądze, status społeczny, sława, atrakcyjność. A wszystko po to, aby wytłumaczyć w sposób łopatologiczny tępemu samcowi, co ma powiedzieć lasce stojącej na przystanku, aby nie wyjść na imbecyla, po co są mu potrzebne zarobione pieniądze i jak nie używając argumentów siłowych, wyrazić swoje zdanie. Na początku nie byłam pewna, jak mam się odnieść do tej pozycji. Z miejsca napisać, że autor jest świrem? Przecież nie jest.  Zwyczajnie usiłuje pokazać innym facetom, że laskę można zdobyć, nie gwałcąc jej. Tylko, żeby kilka razy pisać o tym, że facet powinien być czysty i schludnie ubrany?

Z założenia książki czytają faceci inteligentni i kulturalni. A takiemu wskazówki, jak leżeć na kobiecie, by nie uciekła czy, żeby odbyć z nią stosunek seksualny tylko za jej przyzwoleniem, jest zbędna. Jeśli książka ma za zadanie naprowadzić na dobrą drogę neandertalczyków, to chyba jednak powinna być drukowana na etykietach tanich butelek win.

Nas, kobiet ta książka raczej niczego nie nauczy. Będzie jednak idealna, jeśli chcemy pośmiać się z głupoty płci brzydszej. Jeśli chodzi o facetów, to swojemu ukochanemu jako biblię postępowania wolę jednak na wszelki wypadek wręczyć egzemplarz „Ojca Chrzestnego”. Wolę, aby nie czytał o tym, jak nachylić się nad zupełnie obcą babką w ten sposób, aby z ochotą i bez skrępowania wskoczyła mu do łóżka.

3/10


Mateusz Grzesiak, „AlphaMale”, Wydawnictwo Helioon, 2008


recenzja opublikowana na kobieta20.pl

Zoe Fishman, Kwestia równowagi - Przyjaźń i joga

Kolejna babska książka o miłości, przyjaźni, rozstaniach i powrotach. Kolejne szczęśliwe zakończenie. 
Czy można napisać coś, co jeszcze nie zostało w tym temacie powiedziane? Czy pisząc o przyjaciółkach na śmierć i życie, można jeszcze przyciągnąć przeciwników? Oczywiście, że można. Wystarczy mieć talent, jaki posiada debiutująca pisarka Zoe Fishman.


Kwestia równowagi” opowiada o wyjątkowym związku czterech całkowicie różnych kobiet. Charlie, Sabine, Naomi i Bess spotykają się przypadkiem na zjeździe absolwentów uczelni. Kiedyś dobre znajome z akademika, dziś niewiele mają sobie do powiedzenia. Każda z nich prowadzi inne życie, ma inne problemy. Łączy je jedno. Każdej z nich czegoś brakuje. Charlie, właścicielka słabo prosperującej szkoły jogi namawia swoje dawne koleżanki na wizytę na zajęciach. Wszystkie się zgadzają, lecz każda ma ukryty w tym cel. Lepsze pośladki, interesujący artykuł, dodatkowy zarobek. Żadna z nich nie wie, jak kilka weekendów zmieni całe ich życie.

Choć autorka porusza tematy stare jak świat, zwraca również uwagę na inne sprawy. Jedna z bohaterek książki, samotna matka, dowiaduje się, że cierpi na stwardnienie rozsiane. Inna  bohaterka powieści pragnie wyciągnąć z koleżanek szczegóły ich życia i napisać artykuł o niespełnionych kobietach, będący przepustką do lepszego świata. Spodziewałam się tradycyjnych problemów amerykańskich 30-latek, a poznałam kobiety stojące przed naprawdę ważnymi życiowymi wyborami. Zoe Fishman przybliża czytelnikom losy kobiet, którym daleko do bohaterek „Seksu w wielkim mieście”. Nie są piękne i bogate, ich jedynym problemem nie jest wybór sukienki na wieczór. Bohaterki „Kwestii równowagi” to prawdziwe kobiety z prawdziwym życiem, które nie jest kolorowe. Dzięki jodze, a właściwie swojemu towarzystwu, z zagubionych i niepewnych siebie stają się silne i twarde.

Kwestia równowagi” to ciepła i optymistyczna książka. Choć opowiada o tematach przemaglowanych przez setki pisarek na tysiące sposobów, wcale nie jest nudna i sztampowa. Zoe Fishman opisała przyjaźń czterech dziewczyn tak interesująco, że nie sposób nie polubić tej książki.  Czytając o problemach i przyjaźni, czytelnik nabiera przekonania, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji.

Zoe Fishman nie napisała książki patetycznej, w której zawarte są wszystkie mądrości świata. Stworzyła zwyczajną powieść dla zwyczajnych kobiet. I sprawia, że czytelniczka pod koniec lektury uśmiecha się sama do siebie, zdając sobie sprawę, że życie wcale nie jest takie złe.

6/10

Zoe Fishman, „Kwestia równowagi”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011


recenzja opublikowana na kobieta20.pl

czwartek, 17 lutego 2011

Nora Roberts (J.D. Robb), Śmiertelna fantazja - Wirtualne życie, rzeczywista śmierć

Z twórczością Nory Roberts spotkałam się po raz pierwszy. Początkowo do jej najnowszej książki podeszłam sceptycznie. Pomyślałam, że tak płodna autorka nie może tworzyć książek ciekawych i unikatowych. Okazało się, na szczęście, że bardzo się myliłam.
Głównymi bohaterami serii In deathEve Dallas, porucznik wydziału zabójstw nowojorskiej policji i jej mąż Roarke. Powieść „Śmiertelna fantazja” opowiada o jednym ze śledztw prowadzonych przez inteligentną i błyskotliwą panią porucznik. Sam scenariusz książki jest podobny do innych kryminałów, jednak „Śmiertelną fantazję” od innych odróżnia tło  powieści.

Główni bohaterowie żyją w świecie całkowicie skomputeryzowanym. Obsługują ich inteligentne roboty, jedzenie jest wytwarzane w zmyślonych maszynach, nikt nie przejmuje się zwyczajnym gotowaniem. W nowoczesnym świecie królują oczywiście fantazyjne gry i komputery. Nikt już nie siedzi z myszką w ręce. Wszystko dzieje się w wirtualnej rzeczywistości na wielkich hologramach. Gracze podczas misji przenoszą się do innej rzeczywistości, odczuwają każde uderzenie przeciwnika.

Podczas jednej z takich zabaw w okrutny sposób ginie Bart Minnock, właściciel prężnie rozwijającej się firmy produkującej gry. Dla Evy Dallas byłoby to kolejne zwyczajne śledztwo, gdyby nie to, że głowa Barta zostaje znaleziona na drugim końcu pokoju, w którym gracz przebywał całkowicie sam. Nie ma narzędzia zbrodni, a główny dowód w sprawie ulega samozniszczeniu. Porucznik musi zmierzyć się ze zjawiskami, których nie rozumie i z nierzeczywistymi przeciwnikami. Czy jej się uda? Kto i przede wszystkim jak zamordował Barta?

Śmiertelna fantazja” to jeden z lepszych kryminałów, jakie czytałam. Wartka akcja i ciekawe dialogi sprawiają, że czytelnik sam próbuje rozwiązać zagadkę kryminalną, a to nie takie łatwe. Nora Roberts może pochwalić się prawdziwą umiejętnością pisania ciekawych książek. Nie zauważyłam w jej powieści schematów często powtarzanych przez autorów kryminałów, autorka nie próbuje na siłę upodabniać swojego stylu pisania do stylu wielkich autorów tego gatunki. Książkę Nory Roberts czyta się po prostu szybko i przyjemnie.


7/10


Nora Roberts (J.D. Robb), „Śmiertelna fantazja”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011



recenzja zamieszczona na kobieta20.pl 

wtorek, 15 lutego 2011

Maureen Jennings, Ostatnia noc jej życia - Śmierć w śnieżnym Toronto

Co zrobić, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie nieznana nikomu dziewczyna? Wezwać kanadyjski odpowiednik Sherlocka Holmesa.
Książka Maureen Jennings „Ostatnia noc jej życia” to „pierwsza z serii siedmiu książek o przystojnym kanadyjskim detektywie, ukazująca realia Toronto z końca XIX wieku”. Nie wiem wprawdzie, czy detektyw Murdoch faktycznie jest tak przystojny jak Sherlock i obdarzony taką intuicją jak Herkules Poirot, jednak jak na amerykańskie warunki- daje radę.


Pierwsza z książek Maureen Jennings opowiada o zamordowanej w niewyjaśnionych okolicznościach służącej pochodzącej ze wsi. Dziewczyna została znaleziona zupełnie naga  w okolicy niecieszącej się dobrą reputacją. Detektyw Murdoch powoli i z mozołem szuka mordercy. Sprawa dodatkowo komplikuje się w chwili, gdy ginie panna lekkich obyczajów, mająca na sobie jedną z rzeczy zmarłej dziewczyny. Kto może gustować w biednych służących i prostytutkach? Jak znaleźć mordercę w dzielnicy pełnej podejrzanych osobników? Może należy poszukać w otoczeniu rodziny u której mieszkała i pracowała zamordowana? A może prostytutka i służąca ze wsi były ze sobą w jakiś sposób związane?

Książka, jeśli mam być szczera, niezbyt mnie wciągnęła. Zagłębiając się w skomplikowane analizy detektywa Murdocha, „wsłuchując” się w jego przemyślenia, ciągle miałam przed oczyma wspaniałych bohaterów książek  Agathy Christie i sir Artura  Doyle'a. I chociaż kryminały uwielbiam, Murdoch mnie nie zauroczył w taki sposób, jak czynili to bohaterowie innych kryminałów. Brakowało mi tutaj subtelnie utkanej krytyki, prawdziwej głębi charakterów i lekkości pióra autorki. Jedynym plusem książki jest tło wiktoriańskiego Toronto, a ja mam sentyment do książek osadzonych w historii.

Książkę da się oczywiście przeczytać, można mieć nawet radość z rozwiązywania zagadek i powolnego zbliżania się do zabójcy. Maureen Jennings nie dorównuje jednak w żaden sposób mistrzom powieści kryminalnych.

Pozostaje mieć nadzieję, że autorka, w miarę pisania kolejnych książek, uwierzy w swój talent, przestanie pisać zachowawczo i zacznie intrygować czytelnika, a detektyw Murdoch zaprzestanie nieciekawych rozmów z właścicielami domu, u których wynajmuje pokój.
4/10

Maureen Jennings, "Ostatnia noc jej życia", Oficynka 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl

sobota, 12 lutego 2011

Bernard Cornwell Ostatnie królestwo - Przyszłość rodzi się w ogniu wojny




„Ostatnie królestwo” to kolejna historyczna propozycja Bernarda Cornwella.
Kto lubi spokojne i pełne melancholii pozycje, niech zostawi „Ostatnie królestwo” miłośnikom książek pełnych zwrotów akcji, w których krew leje się strumieniami.


Głównym bohaterem książki jest Uhtred, angielski eldormen. Poznajemy go jako dziesięcioletniego chłopca mieszkającego w XIX wiecznej Anglii w czasie walk z Duńczykami, znanymi jako Wikingowie. Podczas jednej z niezliczonych w tych czasach wojen o terytoria, ginie ojciec Uhtreda, a on sam zostaje porwany przez Wikingów w myśl zasady- należy zostawić jedną osobę przy życiu, aby opisywała okrucieństwo i siłę Duńczyków. Uhtred nie zostaje jednak ani wypuszczonym aby głosić duńską potęgę,  ani zgładzony- żyje w obozie Duńczyków jako swego rodzaju maskotka. W biegiem czasu zdobywa coraz większe zaufanie Wikingów i sam zaczyna im ufać. Tworzy się między nimi dziwna więź- wszak jak można kochać zabójców swojego ojca?

Uhtred dorasta pod bacznym okiem Ragnara, ucząc się sztuki walki.  Zabija też pierwszych ludzi. To właśnie swojego wroga zaczyna darzyć uczuciem. Ragnar staje się dla niego jak ojciec, a jego kompani jak rodzina. Po wielu walkach i zwrotach akcji, Ragnar ginie, a nastoletni Uhtred dostaje się do obozu Anglików i zaczyna służyć pod wodzą Alfreda, ostatniego władcy niepodległego angielskiego królestwa.

Książka Bernarda Cornwella, choć na pierwszy rzut oka wydaje się długa i monotonna, niesamowicie wciąga. Narratorem powieści jest sam Uhtred, dzięki czemu powieść czyta się jak pamiętnik. „Ostatnie królestwo” to opowieść o miłości, wojnie, męstwie i decyzjach, które wpływają nie tylko na losy głównych bohaterów, ale również na losy całego kraju.

Bernard Cornwell to autor, który zaciekawi czytelników lubiących powieści historyczne okraszone głębokimi scenami walk. To autor dla tych, których nie przerażają ponad pięciuset stronnicowe powieści. „Cornwell uchodzi za mistrza militarnych opisów i fani historycznych batalii na pewno będą nimi zauroczeni. Warto podkreślić, że są to książki dla wszystkich, którzy lubią przygody w oprawie historycznej.”

Powieść tę czytało mi się bardzo dobrze i zadziwiająco szybko, choć nigdy za książkami historycznymi nie przepadałam. Szczególnie przypadł mi do gustu sposób przedstawienia postaci oraz porównania kultur Wikingów z chrześcijaństwem. Okazuje się bowiem, że poganie i wierzący mają ze sobą więcej wspólnego, niż można sądzić.

Jeśli chcecie wiedzieć, jak potoczyły się losy Uhtreda, czy postanowił zostać Duńczykiem czy też walczyć po stronie Anglii, jeśli chcecie się poznać przejmującą opowieść chłopca od którego zależały losy całego kraju, koniecznie sięgnijcie po książkę Cornwella. Obiecuję, że nie pożałujecie i po skończonej lekturze zaczniecie czytać inne książki tego autora. Ma on nam jeszcze wiele do zaoferowania.



8/10

Bernard Cornwell, „Ostatnie królestwo”, Instytut Wydawniczy Erica, 2010



recenzja opublikowana na kobieta20.pl

Dan Chaon Czekaj na odpowiedź - I gdzie jest odpowiedź?

„Obok, na siedzeniu, między nim a ojcem, w styropianowej turystycznej lodówce o pojemności ośmiu kwart na warstwie lodu spoczywa odcięta dłoń Ryana…”
Po takim początku książki, wiedząc, że ma to być thriller psychologiczny, miałam nadzieję, że pochłonę powieść Dana Chaona jednym tchem…



Czekaj na odpowiedź” to przeplatanka losów sześciu osób. Poznajemy Milesa, który wyjeżdża na poszukiwanie swojego brata bliźniaka Haydena. Bohater, choć chciał odciąć się od przeszłości i zacząć od nowa, wyrusza w podróż, ponieważ coś mówi mu, że musi odnaleźć ukochanego brata, który zniknął wiele lat temu, bo uważał, że jego bliskim i jemu grozi niebezpieczeństwo. Dość szybko dowiadujemy się, że Hayden cierpi na schizofrenię i najprawdopodobniej stąd jego ucieczka.

Równocześnie mamy okazję zapoznać się z losami Lucy, która ucieka z rodzinnego miasteczka z ukochanym nauczycielem historii, Georgeem. Nastolatka, choć zdolna, nie dostała się na wymarzone studia. Nie chcąc utknąć na całe życie w małej mieścinie ze swoją niezbyt interesującą siostrą, wyjeżdża w nieznane. Wbrew swoim oczekiwaniom, zamiast zamieszkać w domku pod miastem, Lucy i George zmuszeni są osiedlić się, przynajmniej na jakiś czas, na kompletnym odludziu.

Trzeci wątek to losy Ryana, który świruje na punkcie bezpieczeństwa naszych danych w sieci. Poznajemy bohatera w momencie, gdy ojciec odwozi go do szpitala. Dlaczego? Właściwie na początku  nie wiadomo- wygląda na to, że ojciec zadarł nie z tym z kim trzeba, a odcięta dłoń syna ma sprawić, że zmądrzeje.

Książka byłaby naprawdę dobra, gdyby autor wiedział, co chce napisać. Mam jednak wrażenie, że kolejne rozdziały wymyślał na poczekaniu. Powieść to całkowity misz masz. Wielostronnicowe opisy psychozy Haydena i nudna podróż po Ameryce Milesa trochę mnie nużyły. A wątki wewnętrznego niepokoju Georgea i zgryzoty Lucy która cieszy się, że uciekła z domu, ale zastanawia się, co by było, gdyby nie było jej z ukochanym sprawiły, że z czytania książki miałam naprawdę małą przyjemność. Nasze dane wykradane przez wyspecjalizowanych hackerów też nie przyciągnęły mojej uwagi. Dan Chaon przeplata ze sobą losy bohaterów, ucinając kolejne rozdziały niczym scenarzyści „Mody na sukces”. Wystarczy chwila nieuwagi i całość danej historii traci sens.

Dan Chaon, opisywany jako młody i bardzo utalentowany pisarz, nie zrobił na mnie wrażenia. Wątki w książce są bardzo zagmatwane i wbrew opinii portalu Kirkus Reviews, czytelnikowi wcale nie chce się zaczynać książki od początku, gdy po raz setny straci wątek. Muszę im jednak przyznać, że książka, jak obiecano, robi zamęt w głowie. Powieść porównywana do filmów braci Coen (np.  „To nie jest kraj dla starych ludzi”), bardziej przypomina mi film „Czarny kot, biały kot”.

Książkę polecam osobom, które żyją według maksymy „wiem, że nic nie wiem”. One nie będą czuć się zawiedzione.


2/10

Dan Chaon, „Czekaj na odpowiedź”, Rebis, Poznań 2010


recenzja opublikowana na kobieta20.pl

czwartek, 10 lutego 2011

Alicja Góra, Złapać Greka - Miłość po grecku

„Pamiętaj! Złap tego Greka! Zależy mi na współpracy z nim! Dla mnie to bardzo ważne!”
Czyżby bohaterka książki Alicji Góry pod tytułem „Złapać Greka” zajmowała się łapaniem zagranicznych facetów? Nie, Ewa to dobra i miła dziewczyna pracująca w agencji reklamowej swojego znajomego.  Tytułowy Grek to bogaty kontrahent, dla którego Ewa i jej narzeczony Andrzej mają nakręcić reklamę w malowniczym zakątku Grecji. Czy w raju może stać się coś nieprzewidzianego?

Niestety, może. Szczególnie, jeśli nie znamy swojej drugiej połówki. Ewa zaprzątnięta nowym projektem i wybieraniem sukni ślubnej, nie zauważa, że jej ukochany na boku spotyka się z piękną blondynką. Dowiaduje się tego dopiero w Grecji. Tylko co Ewa ma teraz zrobić?! Ma do wykonania zadanie, więc będzie musiała codziennie oglądać  byłego chłopaka obejmującego jej rywalkę. Co to, to nie. Ewa pakuje swój drobny dobytek i ucieka.

W dość niesprzyjających okolicznościach spotyka miłego Greka ofiarującego swą pomoc i nie mając wyjścia, korzysta z niej. W ten sposób znajduje się daleko od swoich dotychczasowych problemów i ma szansę na uporanie się ze sobą. Miejsce, w którym się zatrzymuje, należy do przystojnego Nikolasa. Czy można się zakochać, mając złamane serce? Ewa początkowo nie bierze tego pod uwagę. Jednak urok napotkanego przypadkowo mężczyzny szybko weryfikuje jej spojrzenie na świat.

Złapać Greka” to typowe romansidło. Smutna, tym razem nie biedna, dziewczyna, w trudnym momencie spotyka faceta swego życia. Od początku wiadomo, jak skończy się ta piękna historia. Bohaterowie muszą odejść w blasku zachodzącego słońca ku świetlanej przyszłości.

Alicja Góra napisała przyjemną i ciepłą opowieść o przyjaźni, fascynacji  i zaufaniu.  Poznajemy problemy właścicieli hoteli zdanych na dąsy niezadowolonych turystów, możemy dowiedzieć się, jak wygląda życie przewodników wycieczek po zachodzie słońca. Historia miłosna Ewy i Nikolasa była dla mnie tylko dodatkiem do ciekawej książki o małych szczęściach i nieszczęściach ludzkiego życia.

Na uznanie zasługuje też opis Polaków wypoczywających nad greckim morzem. Jacy są Polacy w książce Alicji Góry? Mogę zapewnić, że nie pozostają bezbarwnym tłem powieści. „Złapać Greka” to pozycja dla kobiet, które lubią czasami, z kubkiem herbaty, zanurzyć się w świecie fantazji i odpocząć przy niezbyt ambitnej, lecz przyjemnej książce.






6/10

Alicja Góra, „Złapać Greka”, Zysk i S-ka 2010


recenzja opublikowana na kobieta20.pl

Marika Krajniewska, Za zakrętem - Rosyjska przyjaźń rodzi się z bólu

Niewiele jest książek, które potrafią zaczarować czytelnika ukazanym bólem. Marice Krajniewskiej się udało. Jej powieść na długo pozostanie w mojej pamięci.

Czego można spodziewać się po pisarce opisującej rzeczywistość Petersburga? Biedy, broni, korupcji, gangsterskich porachunków?  Nie tym razem.

Za zakrętem” to nasycona, a wręcz przesycona uczuciami opowieść o wielkim bólu i miłości, która łączy dwie całkowicie obce sobie kobiety. Anna i Irina straciły w wypadku swoje jedyne dzieci- Julię i Romka. Początkowo kobiety nienawidzą się, jedna drugą obwinia o stratę pociechy. Z czasem okazuje się, że bohaterki nie potrafią już bez siebie żyć, tak jak ich dzieci nie potrafiły żyć bez siebie. Nikt nie zna kobiet tak, jak one siebie nawzajem. Nikt nie potrafi ukoić ich bólu. Nikt inny nie jest w stanie uzupełnić luk po dzieciach w ich życiu.

Aby poradzić sobie z niesłabnącym bólem i tęsknotą, bohaterki zatracają się w powtarzanych codziennie czynnościach. Anna rzuca się w wir pracy i odwiedza miejsca bliskie córce, Irina zaszywa się w domu. Czy tak różniące się od siebie bohaterki mogą stać się dla siebie tlenem? Czy cierpienie we dwoje jest lepsze niż w samotności? Czasami tak, choć nie zawsze z upływem czasu rany się  zabliźniają.

Marika Krajniewska we wspaniały sposób opisuje uczucia targające bohaterkami, wczuwa się w ich monotonne i bezsensowne istnienie. Choć wychowana w Polsce, autorka idealnie wyczuwa rosyjska duszę. Nie odnajdziemy w jej książce polskiego sposobu myślenia i postrzegania świata. Zabrakło mi natomiast żywego Petersburga. Miasto trzech imion jest miejscem wyjątkowym zarówno dla Rosjan, jak i literatury rosyjskiej. To miasto Gogola i Puszkina, żywy twór, miasto żyjące samo w sobie. W książce „Za zakrętem” jest to jedynie bezbarwne tło powieści, której akcja równie dobrze mogłaby się toczyć w Warszawie lub Lwowie.  Natomiast sama opowieść jak najbardziej zasługuje na przeczytanie.


7/10

Marika Krajniewska, „Za zakrętem”, Wydawnictwo Papierowy Motyl, Warszawa 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl  

wtorek, 8 lutego 2011

Elżbieta Liszewska, Dusza kobiety Ego mężczyzny. Jedna historia dwa punkty widzenia - Ego kontra dusza - nużąca historia

Masz kłopoty z bezsennością? Jeśli tak, koniecznie zaopatrz się w książkę „Dusza kobiety... Ego mężczyzny... Jedna historia dwa punkty widzenia” Elżbiety Liszewskiej.

 Książka ma za zadanie wzruszyć nas, rozśmieszyć, przestraszyć. Pragniemy na chwilę zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości i pożyć życiem kogoś innego. Psycholog Elżbieta Liszewska pokusiła się o napisanie wspaniałej książki opisującej tę samą historię widzianą oczyma mężczyzny i kobiety. Bestsellerem jej książka chyba jednak nie zostanie.

Teoretycznie w książce zawarta jest historia jakich wiele. On - człowiek sukcesu, szczęśliwy właściciel żony i kochanki. Ona - szczęśliwa kochanka wierząca, że on się rozwiedzie. Widzimy to prawie codziennie w filmach, czytamy o tym w tanich romansidłach.  Współczujemy bohaterce, faceta nazywamy gnojkiem, a później mamy happy end.  W książce bohater traci pracę, żonę i kochankę- na własne życzenie, ona z dnia na dzień traci kochanka, a potem owoc ich miłości- dziecko. Być może książka byłaby do przełknięcia, gdyby nie to, że historię bohaterów poznajemy głównie na kozetce psychoterapeuty.

Książka napisana jest okropnie sztucznie, topornie. Pełno w niej użalania się nad sobą i „praktycznych i cudownych” porad pani psycholog. Trzeba odnaleźć siebie, pogodzić się ze swoją duszą i inne dyrdymały. Nie jestem pewna, czy autorka książki nie wierzy w inteligencję czytelników, czy też jej „porady” i podejście do pacjenta mają zachęcić potencjalnych klientów do wizyty na magicznej kozetce.

Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni i kobiety różnią się od siebie. Od dawna wiadomo, że ta sama sytuacja opisywana przez różne osoby będzie wyglądać inaczej. Taki urok człowieka.  Tylko po co tłumaczyć to czytelnikowi na prawie 300 stronach? Nie zarzucam, oczywiście, autorce braku wiedzy, zaangażowania i umiejętności, jednak nie każdy może być mistrzem w wielu dziedzinach.

Pojęcia nie mam, do kogo adresowana jest „Dusza kobiety... Ego mężczyzny... Jedna historia dwa punkty widzenia”. Osoby inteligentne i pewne siebie nie przebrną przez tę pozycję. Czytelnicy o niskiej samoocenie nie posiadają żony i kochanki jednocześnie. Być może w Ameryce, gdzie nawet psychiatra ma swojego psychoanalityka, a nieposiadanie psychologa jest passe pozycja miałaby rację bytu. A u nas, wątpię.

1/10


Elżbieta Liszewska, „Dusza kobiety... Ego mężczyzny... Jedna historia dwa punkty widzenia”, Studio Astropsychologii, 2009

książka opublikowana na kobieta20.pl 


Jeffery Deaver, Pod napięciem - Duet doskonały pod wysokim napięciem

Thriller Deavera, to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam, dosłownie ją „połknęłam.”





Nie wiem, czy to dlatego, że lubię tego typu powieści, czy ze względu na sympatię, którą obdarzyłam kiedyś bohaterów „Kolekcjonera kości”, czy wreszcie ze względu na kunszt pisarza, którzy dosłownie wciąga czytelnika w fabułę.

W tak wielkim mieście jak Nowy Jork policja zawsze ma ręce pełne roboty. W NY roi się od złodziei, morderców i wariatów. Pewnego pięknego dnia, kolejny szaleniec postanawia udowodnić, że może bawić się w Boga. Zwykły kierowca autobusu, dumny ze swojego nowego pojazdu i nieświadomy czekającego go niebezpieczeństwa, mknie ulicami NY. Gdy podjeżdża na kolejny przystanek dzieje się coś niesamowitego. Z pobliskiego budynku wydobywa się oślepiająca i zabijająca wszystko, co stanie jej na drodze, łuna światła. Okazuje się że to efekt wielkiego wyładowania elektrycznego. Ponieważ jest to wyjątkowe miejsce zbrodni, o pomoc zostaje poproszony kryminolog w stanie spoczynku, Lincoln Rhyme.

Główni bohaterowie książki, Lincoln i Amelia to nie tylko para policjantów. To również partnerzy, przyjaciele, kochankowie. Trudno dokładnie określić łączące ich relacje. Można jednak z całkowitą pewnością powiedzieć, że są jak dwie połówki jabłka- są duetem doskonałym.

Lincoln i Amelia robią wszystko, aby złapać szaleńca, który za pomocą prądu zabija coraz więcej osób. Potrzebny im spryt, szybkość i coś jeszcze. Właśnie to „coś” posiadają główni bohaterowie książki. Są pod napięciem bardzo wysokim, bo zamachowiec, dzięki swoim zdolnościom, potrafi zabić ludzi dosłownie wszędzie, a zwykła klamka w jego rękach potrafi być śmiertelnym narzędziem.

Książkę polecam osobom, które cenią sobie pisarzy inteligentnych, szanujących czytelnika i mających dar pisania. Jeffery Deaver wszystkie te cechy posiada. Nie robi z czytelnika idioty, pokazując palcem co, gdzie i jak, nie marnuje czasu, rozciągając opisy w nieskończoność. Pisarz idealny. Tym, którzy lubią rozwiązywać kryminalne zagadki, książka powinna przypaść do gustu do tego stopnia, że pokuszą się o kupienie poprzednich części w oczekiwaniu na następne przygody najlepszego kryminologa Nowego Jorku.





8/10

Jeffery Deaver, „Pod napięciem”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl

poniedziałek, 7 lutego 2011

Eva Gudrymowicz-Schiller, Do widzenia Profesorze - Wspomnienie pewnej miłości

 

Czy można zakochać się w dzieciństwie i kochać miłością prawdziwą do końca życia? Według Evy Gudrymowicz-Schiller, autorki książki „Do widzenia profesorze”, owszem.


Kaja, po przeprowadzce zmienia szkołę. Z pomocą kuzynki szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu. Nastolatka, jak każdy w jej wieku, dzieli czas na szkołę, zabawę, spotkania z przyjaciółmi. Coś jednak wyróżnia Kaję spośród jej rówieśników. Dziewczyna zakochuje się w „Wicku” szkoły. Nie jest to dziecinne zauroczenie, które mija po kilku tygodniach. To miłość prawdziwa i dojrzała.

W wyniku dobrych lub złych decyzji, Kaja decyduje się wyznać miłość ukochanemu kilka dni przed swoim ślubem i dostaje kosza. Wychodzi więc za mąż, rodzi dzieci, pracuje, rozwodzi się. Wszystko się zmienia, tylko nie to magiczne uczucie. Chwilę przed jedną z najpoważniejszych życiowych decyzji, Kaja spotyka się z ukochanym profesorem. Czy tym razem im się uda?

Książka „Do widzenia profesorze” jest typowo polską pozycją dla kobiet. Dużo w niej melancholii, niespełnionych pragnień, żalu… Nie oznacza to oczywiście, że  „typowo polskie” znaczy złe. Jednak czegoś mi tu brakuje. Może więcej optymizmu, więcej radości z życia. A tak, polska bohaterka, smutna i brzydka Warszawa, uczucie bez szans na przyszłość. Wydaje mi się czasem, że wolę Harlequiny. Tam wiadomo, że na ostatniej stronie przeczytamy „i odeszli w blasku zachodzącego słońca” albo inne dyrdymały. W polskich książkach tego mi właśnie brakuje. Nasze książki są zbyt prawdziwe, aby móc się przy nich odprężyć. Czytając historię głównej bohaterki „Do widzenia profesorze”, nie pozostaje nam nic innego, jak zaparzyć melisę i przygotować paczkę chusteczek.

Jest jednak coś, co kazało mi czytać książkę do końca. Pojęcia nie mam co, ale autorka pisała tak ciekawie, że choć domyślałam się, że historia Kai nie poprawi mi humoru, odwracałam kolejną stronę i kolejną, i tak do samego końca.

Nawet jeśli niezbyt podoba mi się nastrój pozycji, muszę przyznać autorce, że potrafi zatrzymać czytelnika. Pani Eva ma lekkie pióro, dialogi bohaterów są ciekawe, a sam „scenariusz” życia realistyczny. Kaja nie wygrywa dwóch biletów dookoła świata, nie wygrywa w totka, nie jest właścicielką wielkiego zamku. To zwykła kobieta, jakich wiele mijamy codziennie na ulicy, a jej historia równie dobrze mogłaby być historią sąsiadki z mieszkania obok.

Jeśli więc nie cierpisz na depresję, zaparz sobie kubek dobrzej herbaty, przyszykuj chusteczki i zanurz się w historii pięknej miłości.


7/10





Eva Gudrymowicz-Schiller, „Do widzenia Profesorze”, Papierowy Motyl 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl