wtorek, 3 grudnia 2013

Doktor Sen Stephen King



Mówi wam coś "Danny Torrance"? A pamiętacie książkę albo film Lśnienie? Danny Torrance to ten słodki malec, który posiadał umiejętność jasnowidzenia, czyli lśnienia. To także tytułowy bohater nowej książki Stephena Kinga "Doktor Sen". 
Chociaż Dannemu udało się uciec z hotelu Overlook i przeżyć jego życie nie potoczyło się tak, jakby czytelnicy który polubili małego Dana sobie tego życzyli. Alkoholizm, który był towarzyszem jego ojca dopadł także Dana. Jednak w przeciwieństwie do ojca chłopak, a właściwie mężczyzna walczy ze swoimi demonami i towarzyszami upiornego roku z dzieciństwa. Nie zawsze jednak wygrywa. Gdy upija się, jego koszmary powracają ze zdwojoną siłą. Aby pomóc sobie bohater zamieszkuje  w jednym z miasteczek New Hampshire, chodzi na spotkania AA, a także stara się przynieść ulgę umierającym w domu opieki. 
W innej części USA "Prawdziwy Węzeł", grupa staruszków, jeździ sobie samochodami po autostradach w poszukiwaniu jedzenia. Na pierwszy rzut oka to tylko nieszkodliwi starsi ludzie. Gdyby jednak tacy byli, czy King umieściłby ich w swojej książce? I co ma z nimi wspólnego Dan? Prawdziwy Węzeł to grupa praktycznie nieśmiertelnych istot, które poprzez torturowanie dzieci z podobnym do Dana darem zdobywają substancję która potrzebna jest im do przetrwania. W jaki sposób  Dan zetknie się z niebezpiecznymi istotami? Dzięki niejakiej Abrze. Kim jest tajemnicza dziewczynka i jaki będzie miała wpływ na przyszłość Dannego?
Mam pewne wątpliwości. Nie mam nic przeciwko kontynuacjom dzieł, chociaż rzadko dorównują one swoim poprzednikom. Nigdy też King nie opisywał losów swoich poprzednich książek w następnych powieściach. U Kinga jedynym łącznikiem pewnych książek było miasteczko Castle Rock. (nie mam oczywiście na myśli serii, bo to zupełnie inna bajka) A tutaj nagle jeden z głównych bohaterów dostaje swoją drugą szansę... Czegoś takiego się nie spodziewałam.  Dobrze to Kingowi wyszło. Bardzo trudno moim zdaniem stworzyć bohatera, który ma już jakąś przeszłość, charakter i wiadomo, że nie można w trakcie pisania stwierdzić "nie, jednak Dana nie będą męczyć takie głupoty z dzieciństwa". Trudno wpasować nowego bohatera w starego, którego czytelnicy znają, pamiętają i darzą jakimiś uczuciami. Udało się jednak. Dorosły Dan to dobrze wykreowana postać. Zdecydowanie.

Trudno jest mi oceniać książkę Kinga. No bo ja tu Kinga oceniać? Mojego Boga pisarstwa? Pierwszego autora, którego pokochałam? Książka nie jest  tak dobra jak stare Lśnienie. Nie jest ona nawet tak dobra jak  Dallas, jakoś to wciągnęło mnie bardzej. Jest na podobnym poziomie co Joyland. Chociaż nie.Jest lepsza niż Joyland. Na 100%. Musiałam na głowę upaść. Jednak nie jest na poziomie Lśnienia. Może to dlatego, że Lśnienie odbierałam inaczej? Byłam młodsza, mniej doświadczona, a Lśnienie było dla mnie porażająco przerażające. Trudno konkurować z czymś, co czytelnicy pokochali dawno temu. Doktor Sen w każdym razie obyczajówką nie jest w przeciwieństwie do poprzedniej książki (Joyland). King odszedł od tego, co spotykałam w jego ostatnich powieściach. Przestał pisać książki o zabarwieniu obyczajowym. Powrócił do tego, za co go pokochałam. Do straszenia za pomocą działania na psychikę. To o wiele lepsze od facetów biegających z piłami po lasach. Chociaż z drugiej strony dla Kinga we wszystkich książkach które czytałam ważna jest psychika ludzi, ich otoczenie. Są jednak książki bardziej i mniej obyczajowe. A teraz do rzeczy.

Kocham akcję w książkach Kinga. Tę niepewność, co mnie czeka na następnej stronie? Czy bohater przeżyje? Czy ciemna strona mocy nie pokona go? Uwielbiam grozę. Ważne jednak, aby była ona dawkowana w inteligentny sposób i nie chodzi mi o grozę taką rodem z horroru. Wyświechtane będzie hasło "książka mnie wciągnęła". Ale naprawdę tak było! King chyba nigdy mnie nie znudzi. Nie musi się bać, że książka zawiedzie czytelników. Wprawdzie zawsze będę na nią patrzeć przez pryzmat mojej pierwszej miłości do Lśnienia, ale Doktor Sen trzyma poziom. Bardzo wysoki poziom. 

Jeszcze jedno, bardzo ważne. Nie czytajcie książki "Doktor Sen" zanim nie przeczytacie Lśnienia. A najlepiej by było przeczytać Lśnienie jeszcze raz, a dopiero potem rozpocząć nową lekturę. Ja tak zrobiłam i nie żałuję. Wrażenia jeszcze lepsze.



Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu

Doktor Sen, Stephen King, Prószyński i S-ka, 2013

poniedziałek, 11 listopada 2013

Złap mnie jeśli potrafisz Frank WilliamAbagnale, Stan Redding



„Zanim skończyłem dwadzieścia jeden lat, już dwa razy zostałem milionerem. Ukradłem każdego centa i przepuściłem wszystko na eleganckie ciuchy, wykwintne żarcie, komfortowe chaty, superpanienki, luksusowe wózki. Imprezowałem we wszystkich europejskich stolicach, opalałem się na wszystkich najsłynniejszych plażach świata, bawiłem się w kurortach Ameryki Południowej, poznałem morza południowe, Orient i najfajniejsze miejsca Afryki…..” (Frank W. Abagnale)

 Któż nie zna świetnego filmu z Leonardo DiCaprio i Tomem Hanksem w rolach głównych? Chyba nikogo takiego nie znajdę. Film był naprawdę dobry. Jeszcze lepsza jest jednak książka, której miałam niedawno okazję posłuchać.

Samą historię mniej więcej każdy zna. Frank Abagnale, rozpuszczony jak dziadowski bicz nastolatek, zamiast pasa na tyłek otrzymuje od ojca coś w stylu dzisiejszej karty kredytowej. W niecny sposób wykorzystuje ją do zdobywania kasy na swoje potrzeby. Gdy okazuje się, że wszystko uchodzi mu na sucho, postanawia uciec z domu i spróbować szczęścia w wielkim świecie. W ciągu kilku lat staje się jednym z najbardziej poszukiwanych oszustów nie tylko w USA ale i w innych krajach.

Na potrzeby swoich machlojek Frank może być pilotem, lekarzem, wykładowcą lub prawnikiem. Wszystko według potrzeb. Samo jednak udawanie kogoś kim się nie jest nie sprawia, że ściga nas policja w całych Stanach. Frank jednak posunął się o wiele dalej. Postanowił zostać fałszerzem. Nie jednorazowo. To był plan długofalowy. Na jego korzyść w moich oczach przemawia to, że bardzo się do swojego fachu przyłożyć. Nie jest sztuką oszukiwać człowieka. Nie jest też sztuką liczyć, że i tym razem się uda. Sztuką jest oszukiwanie instytucji które powinny znać swoje produkty wykorzystując fakt, że pracownicy tych instytucji są naiwni jak małe dzieci. Frank czeki znał od podszewki. Wiedział dokładnie co oznacza każda z cyferek znajdujących się na świstku papieru, który mógł przynieść mu kolejne pieniądze albo długie lata w więzieniu.We Franku podobało mi się również to, że nigdy nie działał na szkodę osób prywatnych. Miał swój kodeks. Starał się też nie krzywdzić osób z którymi miał styczność. I to chyba tyle dobrych cech Franka. No może jeszcze nienaganny wygląd, fajny charakter i duża wiedza :)

Samej treści opowiadać nie będę, bo jeśli czyta to ktoś, kto albo nie oglądał/nie czytał lub też zrobił to na tyle dawno, że już nie pamięta, to nie będę psuła zabawy.  Powiem tylko, że to pozycja bardzo ciekawa. Świetna pod względem psychologicznym, super jako książka przygodowa. Jak więc skończy się psychologiczna przygoda Franka? Przekonajcie się...

Co do samego audiobooka to jestem bardzo zadowolona. Dobrze się go słucha, jest z ciekawy sposób podzielony na rozdziały, dzięki czemu łatwiej nam kontrolować poszczególne części. Adrian Perdjon ma przyjemny, nienarzucający się głos, więc podczas słuchania to skupiamy się na treści, a nie na osobie lektora. Mam nadzieję, że pan Adrian dostanie więcej ciekawych propozycji, ponieważ jest lektorem idealnym.

Złap mnie jeśli potrafisz, Frank William Abagnale, Stan Redding, Qes Agency, 2007

Za możliwość miłego spędzenia czasu dziękuję



wtorek, 8 października 2013

Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny Maria Anna Goławska, Grzegorz Lindenberg

Kto raz odwiedzi Toskanię czy Umbrię, nigdy nie zapomni urody tych miejsc. Zachwycony obezwładniającym wręcz pięknem już zawsze będzie za nimi tęsknił, bo dzięki nim odkryje nowy sposób patrzenia na świat.

Uwielbiam podróże, nawet jeśli przebiegają one tylko palcem po mapie. Zabrzmi to dziecinnie i infantylnie, ale od zawsze kocham Włochy. Kocham na odległość, ponieważ nigdy tam nie byłam. Od dziecka jednak kochałam włoską muzykę, włoskie jedzenie, ich pełen życia język. Zawsze chciałam tam też zamieszkać, choć to marzenie wydaje mi się poza moim zasięgiem.
Zawsze i wszędzie chętnie czytam przewodniki o tym państwie. Dlatego też z przyjemnością zabrałam się za lekturę subiektywnego przewodnika po Toskanii i Umbrii. Nie jest to jednak przewodnik taki, jakie znamy. Nie ma z nim podziału na hotele dla turystów, sklepy, knajpy, najważniejsze zabytki, kantory, ambasady itd. To bardziej opowieść. Opowieść przyjaciela, który właśnie wrócił z Włoch i daje wskazówki, gdzie warto być. Znajdziemy tam oczywiście podstawowe informacje o tym, gdzie się można zatrzymać, w które miejsca warto zajrzeć, ale nie jest to namawianie. Raczej sugestia, którą daje nam przyjaciel znający dobrze miejsce, w które chcemy się wybrać.

Dzięki przyjacielskim opowieściom autorów zwiedzimy Lunigianę, Lukkę, Floencję, Prato, Umbrię, Lazio, Siennę, Pizę i wiele innych urokliwych miast. Każde z nich ma coś ciekawego do zaoferowania wędrowcom. Wolę słowo wędrowiec. Turysta kojarzy mi się z plecakiem załadowanym kanapkami i zupkami w proszku ubranego w przepoconą koszulkę, w oskarpetkowanych stopach wciśniętych w gumowe japonki z komórką w rączce. Dlatego wolę wędrowca. I takimi wędrowniczkami są dla mnie Maria i Grzegorz. Oni nie zwiedzają. Oni wędrują po pięknej krainie wyłapując ciekawe i warte powrotu miejsca.  

Książka jest bardzo osobista. Znajdziemy w niej wskazówki, dzięki którym nasza podróż do Włoch może się okazać ciekawsza i milsza duszy. Gdy chcemy poznać ciekawe miejsca w danym regionie pytamy o nie mieszkańca danego miejsca czy speca od marketingu i promocji? Ta książka jest właśnie takim mieszkańcem.  Słuchajmy takich ludzi, słuchajmy wędrowców. Dzięki nim nasze wyjazdy będą lepsze, pełniejsze. Warto sięgnąć po tę książkę. Polecam.

Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny Maria Anna Goławska, Grzegorz Lindenberg, Zysk i S-ka, 2013

Za książkę dziękuję portalowi
i wydawnictwu Zysk i S-ka

poniedziałek, 2 września 2013

Joyland Stephen King


 
Stephen King kojarzy mi się z jednym z jego bohaterów  Paulem Sheldonem. Jest w jego książkach jakiś urok, coś co sprawia, że czytelnik czuje się jak Misery. Uzależnia się. Jedne książki ma gorsze, drugie lepsze, zawsze jednak sięgam po nie z przyjemnością i z przyjemnością do nich wracam.


Lubicie lunaparki, wesołe miasteczka czy jak je tam zwał? Nawet jeśli nie pałacie do nich miłością, to z pewnością wakacyjna praca w takim miejscu byłaby dla Was czymś ciekawym. Lepsze to w końcu niż sprzedawanie ciuchów albo sprzedawanie biletów, prawda? Devin Jones, bohater książki Joyland Stephena Kinga chyba był podobnego zdania bo bez większego wahania przyjął pracę na południu USA. Gdyby oprócz zarobienia paru groszy udałoby mu się jeszcze zapomnieć o pannie, która złamała mu serce- byłoby super. Jego nowa praca nie ma być czymś nadzwyczajnym. Będzie sobie chodzić w kostiumie zwierzaka i zabawiać dzieci. Zawsze może być gorzej. Można nie mieć pracy, pracodawca może być gburem, a współpracownicy bucami. W Joyland przynajmniej wydaje się być normalnie. W miarę normalnie, bo niektórych pracowników osobiście wysłałabym jednak na rozmowę w gabinecie z wygodnymi fotelami.

Wracając jednak do książki. Gdyby jednak życie bohatera było takie proste, nie powstałaby dobra książka trzymająca nawet w napięciu. Czasami, ponieważ nie jest to jednak kryminał. To dobra powieść obyczajowa z odpowiednimi wątkami które sprawiają, że książki tej nie przeczytamy naszemu dziecku do poduszki.  To dobre połączenie obyczajówki z odrobiną psychologii, zagadek i grozy. Mam wrażenie, że Stephen King wkracza na nowe tory. Najpierw Dallas' 63, a teraz lato 1973. Być może Mistrz zauważył, że czytelnicy lubią być przez niego zabierani w podróż w czasie?

A sama akcja? Podobno w Joyland nie zawsze było wesoło. Kiedyś Dom strachu stał się prawdziwym domem strachu. Popełniono tam morderstwo. Podobno można spotkać tam ducha. Skoro w gronie bohaterów jest wróżbitka/jasnowidz to może warto się temu przyjrzeć? Devina wciąga to do tego stopnia, że postanawia popracować w lunaparku trochę dłużej niż planował. Zostaje tam na okres jesienny. A gdyby dodać do tego tajemnicze dziecko i mordercę który nigdy nie został złapany? Czy wyjdzie z tego coś fajnego? Pamiętajcie jednak, że nie tylko morderstwami i trupami człowiek żyje. Devina będą czekać sprawdziany nie tylko z wiedzy o duchach i odwagi.

Nie najważniejsze w książce są jednak morderstwa. Najważniejsze jest samo życie i bohaterowie. To na nich skupia się King. Ważny jest przede wszystkim główny bohater który przekracza kolejną granicę życia. Z dziecka staje się mężczyzną. Będzie musiał nauczyć się żyć jak mężczyzna i zachowywać jak mężczyzna. A wszystko to z dala od domu i bliskich, z nowo poznanymi ludźmi, którzy na kilka chwil stali się jego nową rodziną. 


Joyland, Stephen King, Prószyński i S-ka, 2013


Za przygodę ze Stephenem Kingiem dziękuję wydawnictwu











P.S. Zwiastun poniżej poziomu niestety.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu Joanna Chełstowska, Ludwik Kozłowski


Ludzie dzielą się na tych, którzy lubią koty, i na tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą.

Gdzieś na warszawskiej Białołęce żył sobie  niejaki Riko. Jego życie nie zawsze było cudowne, a ludzie z którymi się zetknął nie zawsze byli przyjaźnie nastawieni. Gdyby Riko żył sam, życie nie byłoby skomplikowane. Na jego głowie są jednak wybranka serca Szarosrebrna oraz kocięta.  Podczas wędrówek po jedzenie Riko zauważa, że jego rewir zaczyna się zmieniać. Jeździ tam coraz więcej samochodów, snuje się coraz więcej ludzi. Pewnego dnia podczas zwiedzania Riko znajduje pewne podwórko. Okazuje się, że zarówno sam teren jak i jego mieszkańcy są przyjaźni kotom. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Gdy kocur jest pewny dobrych zamiarów nowych ludzi postanawia sprowadzić w nowe miejsce całą swoją rodzinę...


A później dowiadujemy się co było dalej, ale tego nie zdradzę. Czytając książkę zwróciłam uwagę na jej styl. Jest napisana tak, jakby kot siedział przy autorach i mówił im, co mają przelać na papier. To bardzo ciekawe doświadczenie. Chociaż zawsze uważałam się za kociarę, to nigdy nie czułam aż takiej więzi z kotem aby wiedzieć co czuje. Autorzy książki ten dar posiadają i chwała im za to. Spisali się naprawdę cudownie.

Dzięki nim możemy przeczytać o prawdziwym życiu kota. O jego humorach,  hobby, obawach. O jego uczuciach. Wątpię, by autorzy siedzieli przy kawie i wymyślali duperele. Myślę, że oni naprawdę "czują" koty, mają umiejętność odczytywania ich aury.

Ciekawym bohaterem jest sam Riko. Podobno koty chodzą własnymi ścieżkami, nie wiążą się z nikim. Riko jest inny. Ma stałą partnerkę, dzieci o które się troszczy. Ma też nieskończone pokłady miłości, opiekuńczości oraz troski o innych. Cudownie czytało się o kocie, który troszczy się o innych. Dzięki autorom książki także wiele nauczyłam się o kotach, chociaż myślałam, że wiem już o nich dużo. Okazało się, że to nieprawda. 

Każdemu, kto uważa, że koty są istotami wartymi zainteresowania polecam tę książkę. Po raz kolejny również stwierdzam, że tę książkę powinno się włączyć w kanon lektur szkolnych. Może zamiast Janka Muzykanta?

Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu Chełstowska Joanna, Kozłowski Ludwik, wydawnictwo Pierwsze, 2013

Za możliwość poznania ciekawego świata dziękuję portalowi

oraz wydawnictwu Pierwsze

niedziela, 28 lipca 2013

Stewia Barbara Simonsohn

NIEBIAŃSKO SŁODKA I ZDROWA ALTERNATYWA DLA CUKRU. 

Podobno. Próbując zrezygnować z cukru próbowałam wielu słodzików. Tych na aspartamie i tych na sacharynie. Żaden nie smakował tak jak cukier. Stewią nigdy się nie interesowałam. To znaczy kiedyś kupiłam nasionka i chciałam uprawiać stewię, ale zakiełkowało tylko jedno i i tak nic z niego nie wyrosło. 


Stewia (Stevia rebaudiana) to roślina o wyjątkowo słodkich liściach. Od wielu lat używana przez miliony ludzi jako naturalny słodzik. Badania pokazują korzystne działanie stewii przy nadciśnieniu i cukrzycy. Dbasz o zdrowie, szczupłą sylwetkę, nie chcesz lub nie możesz jeść cukru? Stewia może być dla Ciebie idealną alternatywą.1

 Stewia, skupnia (Stevia) – rodzaj z rodziny astrowatych obejmujący ok. 240 gatunków. Rośliny te występują w Ameryce Południowej i Ameryce Środkowej sięgając na północy po Meksyk i Stany Zjednoczone. Naukowa nazwa rodzaju upamiętnia Pedro Jaime Esteve (zwanego Steviusem) – botanika i medyka z Walencji, zm. 1556.2
 O stewii swego czasu słyszałam wiele. Niektórzy twierdzili, że to bardzo zdrowy słodzik, nie ma kalorii i jest idealny do codziennego słodzenia oraz do wypieków. Inni mówili, że to takie samo świństwo jak inne słodziki, może powodować raka i jest niesmaczne. Zanim postanowiłam kupić ten zdrowy słodzik postanowiłam trochę o nim poczytać. A jest to możliwe dzięki Barbarze Simonsohn, autorce książki Stewia. Niebiańsko słodka i zdrowa alternatywa dla cukru i słodzików.

Jej książka dzieli się na 6 interesujących mnie rozdziałów.  Z rozdziału pierwszego Dowiemy się z nich o pochodzeniu tej ciekawej rodziny, jej zaletach (także dla diabetyków), uprawie tej rośliny (podobno jest niewymagająca- nieprawda. Mi udało się ją zabić zanim się urodziła). Autorka podpowie także jak uprawiać stewię we własnym domu.
Drugi rozdział został poświęcony informacjom o tym, dlaczego stewia jest lepsza od cukru i innych słodzików (także miodu). Ja akurat w przewagę stewii nad miodem raczej nie uwierzę, ale z tym, że lepiej herbatę posłodzić liściem niż gramem czystej chemii zgadzam się w stu procentach. Z tego rozdziału dowiemy się także o tym, jak działa na nasz organizm cukier (zarówno biały jak i brązowy).
Trzeci rozdział to mnóstwo informacji o działaniu stewii jako takiej. Jej plusy i minusy, mity o tej cudownej roślinie, (nie)bezpieczeństwo stosowania naturalnego słodzika. Znajdziemy tu również informacje badaniach nad stewią oraz o istnieniu tego słodzika w Japonii oraz w USA.
Czwarty rozdział autorka poświęciła zaletom stewii. To informacje o jej wpływie na cukrzyków, ludzi będących na diecie, o hipoglikemii, wpływie rośliny na grzyby oraz Candidę, przy problemach z zębami w tym z próchnicą, o chorobach skóry oraz ogólnej jej kondycji.
Rozdział piąty to przepisy, a szósty to tak zwana "stewia od a do z".

Jeśli wszystko to, co w książce napisano jest prawdą, powinniśmy porzucić cukier na rzecz tego naturalnego słodzika. Nie wiem czemu, ale ja wierzę, że rośliny zawsze były i zawsze będą czymś ważnym w życiu ludzi. Tyle w naszym życiu jest różnego rodzaju chemii  na każdym kroku, że gdy tylko możemy, powinniśmy polegać na naturze. Nasi przodkowie tak żyli, więc i  my możemy. Jedynym minusem jest to, że kawa nie smakuje jak kawa po dodaniu tego słodzika. A może zwyczajnie kupiłam jakiś podrobiony? Sprawdzę kiedyś na innym.

Stewia, Barbara Simonsohn, Studio Astropsychologii, 2013


Za książkę dziękuję



1. http://stewia.info.pl/
2.http://pl.wikipedia.org/wiki/Stewia

środa, 24 lipca 2013

Z innej bajki Jodi Picoult, Samantha Van Leer

Wiele dobrego słyszałam o książkach Jodi Picoult. Podobno dobrze się je czyta i są ciekawe. Postanowiłam to sprawdzić. Sprawdzałam wersję nietypową, ponieważ Z innej bajki nie jest powieścią obyczajową lecz bajką dla nastolatek/dorosłych.

Bohaterką książki jest Delilah McPhee, piętnastoletnia pannica niezbyt lubiana przez rówieśników. Na szczęście Delilah to nie przeszkadza. Ma  przyjaciółkę i ukochane książki. To w ich towarzystwie dziewczyna spędza czas najprzyjemniej, to książki są jej najlepszymi przyjaciółmi.
Pewnego dnia Delilah znajduje w bibliotece bajkę o księciu Oliwierze ratującym z opresji księżniczkę. Chociaż takich historii są setki to właśnie ta książka urzeka naszą bohaterkę. Delilah czyta ją namiętnie tak długo, że praktycznie pamięta ją na pamięć. Nie tylko książka bardzo kogoś oczarowała. Chociaż bardzo trudno w to uwierzyć, bohatera książki, Oliwiera, oczarowała dziewczyna czytająca historię jego życia...

 Kimże jest szanowny książę Oliwier? To główna postać książki. Książki nie(zwykłej), z wieloma przygodami, kilkoma niebezpieczeństwami i dobrym zakończeniem. Nie(stety) Oliwier nie jest zwykłym księciem z bajki. Nie rajcują go niebezpieczne przygody i ciągłe ratowanie [strasznie drętwej] księżniczki.  On chciałby od życia czegoś więcej, chciałby wyrwać się z tej cholernej książki i sprawdzić co jest po drugiej stronie. Sprawdzić jak wygląda ta inna bajka.

Nie będę Wam zdradzać fabuły książki. Jak można się domyślić Oliwier i Delilah zaczynają się ze sobą porozumiewać. W jaki sposób to zrobią i jak potoczy się życie bohaterów z innych bajek musicie przekonać się sami.

Już dawno podczas czytania książki nie miałam tak dobrego humoru. Czasami zapominam, że rzeczy najprostsze mogą być najfajniejszymi. Autorki Z innej bajki przypomniały mi o tym. Bajki są bardzo interesujące i pożyteczne.

Historia jak historia. Trochę banalna, wiadomo. Trochę dziecinna, też logiczne. Jednak jest w tej książce coś, co sprawia, że czytelnik przenosi się do Innej bajki i żyje życiem bohaterów. Są książki, które oczarowują od pierwszej strony. I ta książka właśnie taka jest. Nie wiem, czy to zasługa Jodi Picoult czy tego, że tworzyła tę historię ze swoją córką, ale czytając o przygodach Oliwiera i Delilah czułam się jak nastolatka czytająca w tajemnicy przed rodzicami książki dla dorosłych. Z innej bajki trochę przypomina mi stare dobre czasy mojego dzieciństwa i film Never ending story. Oglądając go też przenosiłam się do świata bohaterów w ciągu kilku pierwszych minut. Bo są bajki i BAJKI. Z innej bajki jest BAJKĄ przez bardzo duże "B".

Z innej bajki, Jodi Picoult, Samantha Van Leer, Prószyński i S-ka, 2013

Za książkę dziękuję

środa, 10 lipca 2013

A jeśli ciernie Virginia C. Andrews

Pamiętacie jeszcze rodzinę Dollangangerów? Ja w natłoku spraw prawie o nich zapomniałam.  Poznaliśmy ich w książce Kwiaty na poddaszu w której poznaliśmy młodych Cathy i Chris wychowujących się w ukrytym pokoju na poddaszu. W Płatkach na wietrze rodzeństwo, już wolne, próbowało sobie ułożyć życie w domu doktora Paula. Co się z nimi dzieje teraz?

Trzecia książka to opowieść Jory'ego i Barta. I chociaż Jory i Bart to dzieci, powieść nie jest napisane dziecinnym językiem. Być może chłopcy są nad wiek dojrzali.

Cathy i Chris mieszkają w małym domku i żyją jak małżeństwo. Paul nie żyje. Chłopcy rosną nieświadomi historii rodziny. Jory jest chłopcem cichym i grzecznym, Bart to diabeł wcielony. Jory jest utalentowany (po ojcu i matce), Bart to mała pokraka. Gdzie nie pójdzie to coś sobie zrobi. Dni płyną w miarę spokojnie do momentu, gdy przyjaciółka Cathy osieroca śliczną dziewczynkę. Bohaterka z sobie tylko znanych przyczyn zgadza się zająć wychowaniem małej, pięknej niczym aniołek,Cindy. Nie wszyscy są zadowoleni z obecności dziecka, ale nikt nie podejrzewa, że dziewczynka może być w wielkim niebezpieczeństwie. Bart nie akceptuje bowiem obecności małej z zazdrości o matkę i jej uczucia wobec reszty domowników.

Jakby kłopotów było mało, do domu sąsiadującego z domem bohaterów wprowadza się tajemnicza kobieta w towarzystwie starszego mężczyzny Johna Amosa. Ponieważ najlepiej smakują rzeczy zakazane, Bart rozpoczyna wycieczki do sąsiedniego domu. Poznaje starszą panią, która od pierwszego spotkania zdaje się darzyć go uczuciem. Chłopiec czując się opuszczony i niekochany w domu, szybko zaczyna się czuć dobrze w domu kobiety która go ubóstwia. Któregoś dnia Bart dostaje od Johna Amosa, lokaja kobiety, pamiętnik. Ma go czytać w tajemnicy i nikomu nic o nim nie mówić. Jest to pamiętnik niejakiego Malcolma. Zarówno zapiski Malcolma jak i opowieści i kazania Amosa mają na Barta bardzo zły wpływ. Dowiaduje się on o prawdziwym życiu Cathy i Chrisa, zaczyna uważać matkę za dziwkę i jeszcze bardziej nienawidzi małej Cindy. Czy przypominacie sobie z poprzednich części książki, kim był Malcolm?



Tak, to dziadek Cathy. A tajemnicza kobieta w sąsiednim domu to jej matka. Jak się zakończy ten tom? Jakie zamiary mają sąsiedzi wobec rodziny Dollangangerów?

Kolejna książka trzyma poziom. Często tak jest, że w którymś momencie autor zaczyna odcinać kupony od sukcesu, bohaterowie żyją dla samego istnienia i kolejnych dolarów na koncie twórcy.  Andrews na szczęście trzyma poziom. Akcja jest ciekawa, bohaterowie się rozwijają, nie wieje nudą. Ciekawe jest również to, że w każdym z tomów to inny bohater opowiada historię. Taki zabieg bardzo mi się podoba. Co tu dużo mówić. Pierwszy tom sprawił, że zakochałam się w tej rodzinie i jej historii. Drugi utwierdził mnie w tym. Przy trzecim moje uczucia nie zmieniają się. Warto przeczytać wszystkie książki z tej serii.

A jeśli ciernie, Virginia C. Andrews, Świat książki, 2012


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Świat książki

wtorek, 2 lipca 2013

Przygody Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle

Co jest potrzebne do szybkiego przeprowadzenia śledztwa? Przede wszystkim wiedza i inteligencja. Ważne jest także dobre oko.

To dzięki umiejętności patrzenia połączonej z wiedzą można rozwiązać każdą zagadkę.

“Przygody Sherlocka Holmesa” to zbiór opowiadań Arthura Doyle'a wydany w 1892 roku. Chociaż książka ta ma już 121 lat wciąż potrafi zaskoczyć czytelnika. “Przygody Sherlocka Holmesa” to zapiski najlepszego przyjaciela tytułowego bohatera, doktor Johna  Watsona.

W książce znajduje się 12 opowiadań, a każde z nich jest jedyne w swoim rodzaju. Znajdziemy tu historie smutne, przerażające jak i śmieszne. Tematem śledztw przyjaciół są morderstwa, kradzieże, tajemnicze zniknięcia. Osobiście najbardziej przypadły mi do gustu trzy opowiadania. “Niezwykła kobieta”, “Dwór Miedziane Buki” oraz “Nakrapiana opaska”. “Niezwykła kobieta” jest intrygująca, ponieważ bohaterka opowiadania jest jedynym “przestępcą”, który zdołał się wymknąć Sherlockowi. Irene Adler to naprawdę niezwykła kobieta...

Aż trudno uwierzyć w to, co można osiągnąć, mając możliwość patrzenia. Wprawdzie wszyscy obserwujemy świat, w którym żyjemy, ale nie wszyscy naprawdę widzimy. Czy zauważyliście, jaki kolor bluzki miała ekspedientka w spożywczym? Czy zwróciliście uwagę na buty listonosza który przyniósł ostatnio list? Raczej nie. A dzięki właśnie takim na pozór nic nie znaczącym, szczegółom możecie dowiedzieć się wielu rzeczy o osobach, z którymi się spotykacie. Tak właśnie działa Sherlock Holmes. Gdy przychodzi do niego klient, Sherlock zwraca uwagę na buty, ręce, mankiety, ubranie. Mała plama na rękawie albo urwany guzik mogą mu wiele powiedzieć o danej osobie. Jeśli dodamy do tego dużą wiedzę ogólną i umiejętność szybkiego łączenia ze sobą faktów to poznamy sposób pracy detektywa wszech czasów.

Ja przygód Sherlocka wysłuchałam. Czytał mi Janusz Zadura, polski aktor dubbingowy. Jego głos możesz znać z serii  Madagaskar, w której wcielał się w Rico. Na początku miałam problem z lektorem. Nie mogłam wychwycić, który głos należy do Holmesa, a który do Watsona. Głosy “klientów” detektywa nie sprawiały mi problemów, ale John i Sherlock mówili praktycznie tak samo.

Jeśli chcecie posłuchać czegoś ciekawego i poćwiczyć przy tym umysł, to serdecznie polecam „Przygody Sherlocka Holmesa”


Arthur Conan Doyle, Przygody Sherlocka Holmesa, Biblioteka Akustyczna, 2013

recenzja opublikowana na dlalejdis.pl

środa, 26 czerwca 2013

Cud oleju kokosowego Bruce Fife

Od tysięcy lat miliony ludzi na terenie Azji, Oceanii, Afryki i Ameryki Środkowej wykorzystują kokosy jako główne źródło pożywienia. Cieszą się oni znacznie lepszym zdrowiem niż ci z Ameryki Północnej czy Europy, którzy go nie jedzą. Nie chorują na serce, raka, zapalenie stawów, cukrzycę i inne współczesne zwyrodnieniowe choroby. Ich tajemnicą jest właśnie olej kokosowy, który przed nimi chroni.









 Lubię czytać o zdrowym trybie życia. Czasami nawet uda mi się coś z tych mądrości wprowadzać  w życie. Tym razem się udało, zakupiłam magiczny olej i zastanawiam się jak to możliwe, że taka mała rzecz, a daje tyle dobrego.

Olej powiecie? Przecież to tłuste, kaloryczne. Może i tak, ale akurat ten olej (jak i kilka innych) zaliczamy do tych zdrowych. Być może kiedyś słyszeliście o tym, że olej kokosowy jest niezdrowy. Nic bardziej mylnego. Nie wiadomo o co chodzi? O pieniądze. Okazuje się bowiem, że takie "mądrości" propaguje i propagowało Amerykańskie Stowarzyszenie Producentów Soi. Gdzie soję możemy znaleźć nie muszę mówić. Jak wpływa na nasze zdrowie możecie się przekonać oglądając kilka filmów (choćby "Food Inc.") Dzięki ich działaniom rozpowszechniła się opinia o tym, że tłuszcze nasycone są niezdrowe, a to nieprawda. Nie zawsze. Na szczęście. Zależy to od ich budowy. Olej kokosowy jest średniołańcuchowy, a oleje niezdrowe są długołańcuchowe.

Autor książki "Cud oleju kokosowego" zaczął badania nad nim od siebie i swoich pacjentów. Okazało się, że likwiduje on problemy między innymi z łupieżem, łuszczycą, zmianami skórnymi, grypą, wrzodami, próchnicą itd. Aby na własne oczy szybko zobaczyć jak dobroczynny wpływ na zdrowie na olej kokosowy można zwiedzić jedną z wysp południowego Pacyfiku. Ludzie tam żyjący, jedzący na co dzień kokosy, są najzwyczajniej w świecie zdrowi. Podobno badania pokazują, że jeśli "ludzie Pacyfiku" przerzucą się na "dietę zachodu" stan ich zdrowia ulega pogorszeniu.

Z książki dowiemy się wiele o walce amerykańskich firm z olejami tropikalnymi. Władza, pieniądze, korupcja. To podobno ma duży wpływ na mylne postrzeganie kokosów jako niezdrowych (a przynajmniej oleju). Pozycja ta zawiera dużo ciekawych informacji. Cześć jest bardziej przystępna, część mniej, ale każdy kto książkę przeczyta zorientuje się, że kokos daje nam zdrowy olej, a łańcuchy z których olej ten jest "zbudowany" pomagają na takie bakterie jak: paciorkowiec, gronkowiec, dwoinka, chlamydia.

Może gdybyśmy jedli zdrowiej, to, co daje nam natura, nie pryskali wszystkiego środkami ochrony i żyli w zgodzie z naturą bylibyśmy zdrowsi. Do tego się chyba to wszystko sprowadza. Tak mi się przynajmniej wydaje.

 Cud oleju kokosowego, Bruce Fife, Studio Astropsychologii, 2013

Za książkę dziękuję