Romans, tajemnica, zbrodnia. Tak, pokrótce, można streścić najnowszą książkę Laury Griffin. Podtytuł idealnie oddaje to, co znajdziemy w książce „Nie do wykrycia”.
Główną bohaterką książki jest Alex Lovell, prywatna detektyw. Poznajemy ją w momencie, gdy szuka swojej byłej klientki, Melanie, której jakiś czas temu pomogła się ukryć przed mężem policjantem. Alexandra ma bardzo złe przeczucia. Melanie, nie wiadomo dlaczego wróciła do miejsca, z którego uciekła i zniknęła. Alex podejrzewa jej męża o morderstwo. Nie ma jednak żadnych dowodów. Dom, który mógłby coś „powiedzieć” o byłej właścicielce spłonął w dziwnych okolicznościach, a mąż policjant na 100% będzie miał alibi. Jest też ważniejszy problem. Nie ma ciała- nie ma morderstwa. Jak więc przekonać kogokolwiek o zbrodni?
Seksowna pani detektyw postanawia zwrócić się o pomoc do przystojnego stróża prawa- Nathana Devereauxa. Początkowo Nathan uważa, że „dopóki nie ma ciała, nie ma też śledztwa”, ale później jego nastawienie się zmienia. Nie do końca wiadomo, czy to z powodu przeczucia, czy też uczucia do głównej bohaterki.
Jak zawsze w takich książkach, nic nie może być tak łatwe, na jakie wygląda. Alex zaczynają odwiedzać nieznani jej ludzie, którzy również chcieliby odnaleźć Melanie. Czy są w zmowie z jej mężem, czy też Melanie w coś się wplątała? Jej mąż, policjant z dobrą reputacją, okazuje się nie być taki kryształowy, za jakiego mieli go współpracownicy. Sytuacja zaczyna robić się coraz bardziej niebezpieczna, a Alex grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Czy Laurę Griffin- autorkę książki „Nie do wykrycia” można nazwać bestsellerową autorką? Chyba nie, ale już przyzwyczaiłam się do tego, że jeśli na okładce znajdzie się słowo „bestseller”, książka lepiej się sprzeda. Dla mnie „Nie do wykrycia” nie zalicza się do super dzieł, ale nie jest to też kiepskie czytadło. Książkę czyta się szybko. Język jest prosty, akcja wartka. Autorka nie rozpisuje się nad rzeczami, nad którymi nie musi, pisze zwięźle i na temat. W pewnych momentach byłam zaskoczona, co nie zdarza się często w tego typu książkach, trochę romansidłach, trochę kryminałach. Po skończeniu lektury czułam się jednak trochę zawiedziona. Następnego dnia, gdyby ktoś zapytał się mnie o głównych bohaterów, nie potrafiłabym nic sensownego powiedzieć. Laura Griffin nie postarała się tworząc Alex i Nathana- ich postacie są jakieś takie bezbarwne i bez polotu. Alex jest seksowna, Nathan ma ładnie zbudowane ciało. Pani detektyw kocha komputery, Nathan ma byłą żonę i tyle. Nic więcej, a szkoda. Jak w każdej książce tego typu bohaterowie muszą czuć coś do siebie, raz na jakiś czas niezbędny jest seks albo głębszy pocałunek. Tylko po co? Czy książka nie może być dobra bez migdalenia się głównych bohaterów?
Nie licząc jednak romansu, który nic nie wnosi do fabuły i można by go bez problemu, wyciąć, książka mogłaby być całkiem niezła, gdyby autorka popracowała nad stworzeniem głównych bohaterów tak, aby czytelnik mógł ich jakoś zapamiętać, zżyć się z nimi, bo sama intryga w „Nie do wykrycia” jest ciekawa.
Powieść na pewno spodoba się fankom romansów połączonych z kryminałem, jest dobra na długi zimowy wieczór spędzony w łóżku albo w wygodnym fotelu. Laura Griffin nie wejdzie raczej do grona moich ulubionych autorów, ale też nie znajdzie się na czarnej liście. Do przeczytania sobie „ot tak” jej książki będą jak znalazł
06/10
Nie do wykrycia, Laura Griffin, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011
recenzja opublikowana na dlalejdis.pl
czwartek, 29 grudnia 2011
poniedziałek, 26 grudnia 2011
Prosto i presto. Włoska kuchnia dla żyjących w biegu Anna Lucci
Dorota Wellman ma całkowitą rację. Kuchnia włoska to kuchnia smaczna i nieskomplikowana. Taka też jest książka Pani Anny Lucci. Piękna, kolorowa z łatwymi przepisami dla wszystkich, którzy kochają dobrze jeść, a nie chcą lub nie mogą spędzić w kuchni kilku godzin.Prosto i pysznie. Dlatego kocham kuchnię włoską. Przychodzę do domu i w 30 minut mam na stole kulinarne skarby1.
"Prosto i presto. Włoska kuchnia dla żyjących w biegu" to 230 stron przepisów, przy czytaniu których ślinka cieknie. Znajdziemy w niej przepisy na przekąski (antipasti), zupy (minestre), makarony (pasta), ryż (riso), mięso (carne), ryby (pesci), jajka (uova), warzywa (verdure), sałatki (insalate), pizzę, sosny (salse) i desery (dessert).
Przykładowe dania? Pyszna przystawka śródziemnomorska, piękne krewetki w avocado, znane wszystkim spaghetti carbonara, zdrowy ryż z groszkiem, tucząca pizza cztery sery, kolorowa wielka sałatka. W książce czeka na Was o wiele więcej takich prostych i smacznych przepisów.
Spaghetti z owocami morza
- 200g spaghetti
- opakowanie mrożonych owoców morza
- dwa ząbki czosnku, papryczka
- natka pietruszki
- oliwa extra vergine
- sól
Dodać rozmrożone owoce morza, lekko przesmażyć. Ugotować spaghetti, odcedzić. Na patelni wymieszać z sosem, posolić. Posypać posiekaną natką.
Czyż nie brzmi smacznie?
W książce "Prosto i presto" najfajniejsze jest to, że autorka nie udaje kogoś kim nie jest. Nie bawi się w wielką znawczynię. Przekazuje nam przepisy, które zna, potrawy, które sama robi. "Prosto i presto" to zbiór wspaniałych przepisów i jeszcze ciekawsze kolorowe zdjęcia.
Czyż nie chce się jeść od samego patrzenia na te zdjęcia?
Oprócz wspaniałych przepisów, Anna Lucci serwuje nam też garść wiedzy, która może się przydać podczas przyrządzania włoskich posiłków. Przed rozpoczęciem każdego rozdziału możemy dowiedzieć się również kilku interesujących rzeczy o tym, co na nas czeka. Czy wiedzieliście, że najsłynniejszą włoską zupą jest minestrone, gęsta zupa z warzyw z dodatkiem ryżu lub makaronu, a wybór sosu do makaronu nie jest sprawą przypadkową?
Książka ma jeden minus. O wiele bardziej wolę ugotować sobie któryś ze znalezionych tu przepisów, niż się o nim rozpisywać. Ot tak po prostu. Prosto i presto. Bo o gotowaniu czasami lepiej nie mówić, tylko to robić. I ta książka jest świetnym tego przykładem. Nie pozostaje mi nic innego, jak zapewnić Was, że "Prosto i presto" powinno się znaleźć w Waszych biblioteczkach i kuchniach.
10/10
Prosto i presto, Włoska kuchnia dla żyjących w biegu, Anna Lucci, Lucci Editore, 2011
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce, Pani Annie Lucci
Dla ciekawych strona książki na FB
czwartek, 15 grudnia 2011
Zimowe candy u książkoholiczki - LOSOWANIE
Kochani, dziś 15 dzień niezimowego grudnia. Nadszedł czas na losowanie candy.
W zabawie udział wzięły 92 osoby. Po odrzuceniu komentarzy, które nie spełniały zasad jeszcze trochę pozostało.
"Marzenie celta" przeczyta już niedługo.....
Dziękuję wszystkim za udział, bardzo się cieszę, że tyle osób zainteresowała moja zabawa. Jest mi naprawdę bardzo miło. Myślę, że po nowym roku znów zorganizuję jakąś zabawę.
Carysia, podaj mi proszę adres pod który mam wysłać książkę :)
ksiazkoholiczha@gmail.com
W zabawie udział wzięły 92 osoby. Po odrzuceniu komentarzy, które nie spełniały zasad jeszcze trochę pozostało.
"Marzenie celta" przeczyta już niedługo.....
Dziękuję wszystkim za udział, bardzo się cieszę, że tyle osób zainteresowała moja zabawa. Jest mi naprawdę bardzo miło. Myślę, że po nowym roku znów zorganizuję jakąś zabawę.
Carysia, podaj mi proszę adres pod który mam wysłać książkę :)
ksiazkoholiczha@gmail.com
Najlepsze książki 2011 - za co kocham wydawnictwa
czwartek, 8 grudnia 2011
Wampirek świętuje Boże Narodzenie, Angela Sommer Bodenburg
Kopciuszek, Jaś i Małgosia, Królewna Śnieżka, Król lew… to bajki z naszego dzieciństwa. Świat się jednak zmienia, a wraz z nim i bajki, które kołyszą dzieci do snu.
Wyobrażacie sobie, że czytacie dziecku do snu: „Antoś nie poznał osobiście innych krewnych wampirka, ale widział trumny w których śpią w grobowcu Trzęsikamieniów”. Do niedawna ja też sobie tego nie wyobrażałam. Ale tak jak mówiłam, czasy się zmieniają.
Angela Sommer Bodenburg w swojej najnowszej książce „Wampirek świętuje Boże Narodzenie” przedstawia nam historię w klimacie zbliżających się świąt. Głównymi bohaterami książki dla dzieci są: Antek, dziewięcioletni przeciętny chłopiec, „Wampirek Rydygier, najlepszy przyjaciel Antosia, [który] ma dopiero sto czterdzieści sześć lat i z racji młodego wieku nie odczuwa jeszcze pragnienia krwi”, jego siostra Ania i starszy brat Lumpi. Na dalszym planie przewijają się: ciotka Rydygiera, Dorotka oraz stróż cmentarny Sęp-Kowalski i ogrodnik Węszynos których życiowym powołaniem są polowania na wampiry.
Zbliża się Wigilia Bożego Narodzenia, lecz Antoś niespecjalnie cieszy się z powodu nadchodzących świąt. Od dłuższego czasu nie ma bowiem kontaktu ze swoimi przyjaciółmi. Rodzice Antka, aby poprawić mu humor proponują synowi możliwość zaproszenia przyjaciół na kolację wigilijną. Na szczęście nie wiedzą, co ich czeka, bo nie mają pojęcia o pochodzeniu przyjaciół Antosia.
Wampirki na wieść o zaproszeniu są bardzo szczęśliwi- to będą ich pierwsze święta. Zanim jednak dojdzie do kolacji wigilijnej na bohaterów książki czeka wiele przygód. Jakich?
Po przeczytaniu książki byłam na początku przerażona. Bajka dla dzieci z wampirami, trumnami i kradzieżami w roli głównej? Co to, to nie! Później jednak zaczęłam sobie przypominać, że te bajki, które my znamy z dzieciństwa też nie były takie niewinne. Kopciuszek mieszkała z patologiczną rodziną, Jaś i Małgosia cudem uniknęli okrutnej śmierci, Simba musiał zmierzyć się z okrutnym wujem w walce o tron. Dlaczego więc nie przeczytać dzieciom bajki o wampirach, które wcale nie są takie straszne jak się nam wydaje.
Bajka jest zabawna i wciągająca, interesująca i pouczająca. Może nie nadaje się dla malucha, ale myślę, że pierwszoklasista posiadający inteligentnych rodziców, którzy wytłumaczą mu wszystko co trzeba, będzie zadowolony z lektury.
Tych, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o cyklu książek Angeli Sommer Bodenburg zapraszam tutaj
Wampirek świętuje Boże Narodzenie, Angela Sommer Bodenburg, WAB, 2011
10/10
środa, 7 grudnia 2011
Dallas '63 Stephen King
Stephen King jest pisarzem specyficznym. Jego książki nie są dla wszystkich, przez co jeszcze bardziej go lubię. Nie każdy czuje się dobrze w wykreowanym przez niego świecie.
Jedni Kinga kochają, inni go nie trawią. Ja go zawsze bardzo lubiłam, a moje uczucie umocniło się po przeczytaniu jego najnowszej książki Dallas’63.
Kto oczekuje po książkach happy endów, przewidywalności i uśmiechów niech nie zaczyna ze Stephenem Kingiem. W jego książkach nie ma miejsca na bajki. Jego książki są jak życie, „brutal, full od zasadzkas i czasami kopas w dupas” jak to się kiedyś mówiło. Jego książki nie należą również do najłatwiejszych. Najlepiej czytać je z małymi przerwami, aby wszystko, o czym King pisze zdążyło się nam przyswoić.
W swojej najnowszej książce, Dallas ’63, King porusza temat podróży w czasie i zmian wydarzeń. Głównym bohaterem powieści jest Jake Epping, nauczyciel w jednej ze szkół średnich. Epping jest człowiekiem zmęczonym życiem, zmęczonym nauczaniem, mającym żal do swojej byłej żony alkoholiczki. Ostatnio jedynym światełkiem w tunelu jest wzruszająca praca napisana przez jednego z uczniów z kursu dla dorosłych, Harrego Dunninga- kuśtykającego sprzątacza pracującego w szkole, w której Jake uczy.
Najzwyklejszy w świecie nauczyciel zna (nie)zwykłego właściciela baru, niejakiego Ala Templetona. Pewnego dnia dostaje dziwny telefon z zaproszeniem do baru Ala na ważną rozmowę. Niespodziewający się niczego Jake przychodzi i tak zaczyna się bardzo ciekawa historia.
Okazuje się, że Al odkrył bardzo dawno temu przejście w czasie. Dzięki króliczej norze może cofać się do roku 1958. Problem w tym, że jest stary i umierający, a każda podróż w czasie do postarza. Przed śmiercią wyznaje to wszystko skołowanemu nauczycielowi i zapoznaje go ze swoim tajemniczym planem. Al dobrą i światłą przyszłość Ameryki widzi w prezydencie Kennedym. Nie można dopuścić do zamachu. Po próbach mających na celu uratowanie między innymi Harrego, Jake na własne oczy widzi, że przyszłość, z trudem bo z trudem, można zmienić. Nie jest jednak pewny, czy jest na to gotowy. Do szybkiego podjęcia decyzji przekonuje go samobójstwo Ala.
Przenosimy się w przeszłość. Tam wszystko wydaje się lepsze. Życie jest tanie, jedzenie dobre i niezdrowe, nikt nie przejmuje się prawami czarnoskórych. Jake, jako George Amberson, radzi sobie w przeszłości nadzwyczajnie dobrze. Dzięki dokumentom, które dostał przed podróżą i podrobionym dyplomom dostaje pracę w małej miejscowości. Tam poznaje miłość swojego życia Sadie. Pragnie związać się z piękną kobietą. Tylko czy taka interwencja w przeszłości nie zmieni za bardzo przyszłości? I co z planem uratowania USA przed przyszłością? Czy da się to pogodzić? A może Jake (George) wybierze spokojne życie nauczyciela i nie będzie próbował zrobić tego, po co tam przybył? Przekonajcie się sami.
Książkę byłam zmuszona czytać z przerwami, choć miałam ochotę ją pochłonąć w całości. Gdy odrywałam się od niej nie mogłam się doczekać powrotu do świata przedstawionego przez Kinga. Czułam się tak, jakbym czekała na następny odcinek ukochanego serialu. Dallas ’63 wciąga niesamowicie, choć pewnie nie wszystkim będzie się podobać. Trzeba się przyzwyczaić do wielu postaci, bardzo rozbudowanej fabuły i ponad 850 stron przez które trzeba przebrnąć. Opłaca się jednak, jak przy każdej książce Mistrza. King, jak zawsze, spełnił moje oczekiwania w 100%.
Pod koniec książki czułam się jak bohaterka "Misery". Miałam ochotę zmusić ukochanego pisarza do zmiany zakończenia. Czułam się jak bohater „Cmętarza zwieżąt”, który zrobi wszystko, aby przywrócić do życia ukochaną osobę. Czy Was końcówka książki zaskoczyła tak samo jak i mnie?
Dallas ’63, Stephen King, Prószyński i S-ka, 2011
10/10
recenzja opublikowana na stronie kobieta20.pl
Jedni Kinga kochają, inni go nie trawią. Ja go zawsze bardzo lubiłam, a moje uczucie umocniło się po przeczytaniu jego najnowszej książki Dallas’63.
Kto oczekuje po książkach happy endów, przewidywalności i uśmiechów niech nie zaczyna ze Stephenem Kingiem. W jego książkach nie ma miejsca na bajki. Jego książki są jak życie, „brutal, full od zasadzkas i czasami kopas w dupas” jak to się kiedyś mówiło. Jego książki nie należą również do najłatwiejszych. Najlepiej czytać je z małymi przerwami, aby wszystko, o czym King pisze zdążyło się nam przyswoić.
W swojej najnowszej książce, Dallas ’63, King porusza temat podróży w czasie i zmian wydarzeń. Głównym bohaterem powieści jest Jake Epping, nauczyciel w jednej ze szkół średnich. Epping jest człowiekiem zmęczonym życiem, zmęczonym nauczaniem, mającym żal do swojej byłej żony alkoholiczki. Ostatnio jedynym światełkiem w tunelu jest wzruszająca praca napisana przez jednego z uczniów z kursu dla dorosłych, Harrego Dunninga- kuśtykającego sprzątacza pracującego w szkole, w której Jake uczy.
Najzwyklejszy w świecie nauczyciel zna (nie)zwykłego właściciela baru, niejakiego Ala Templetona. Pewnego dnia dostaje dziwny telefon z zaproszeniem do baru Ala na ważną rozmowę. Niespodziewający się niczego Jake przychodzi i tak zaczyna się bardzo ciekawa historia.
Okazuje się, że Al odkrył bardzo dawno temu przejście w czasie. Dzięki króliczej norze może cofać się do roku 1958. Problem w tym, że jest stary i umierający, a każda podróż w czasie do postarza. Przed śmiercią wyznaje to wszystko skołowanemu nauczycielowi i zapoznaje go ze swoim tajemniczym planem. Al dobrą i światłą przyszłość Ameryki widzi w prezydencie Kennedym. Nie można dopuścić do zamachu. Po próbach mających na celu uratowanie między innymi Harrego, Jake na własne oczy widzi, że przyszłość, z trudem bo z trudem, można zmienić. Nie jest jednak pewny, czy jest na to gotowy. Do szybkiego podjęcia decyzji przekonuje go samobójstwo Ala.
Przenosimy się w przeszłość. Tam wszystko wydaje się lepsze. Życie jest tanie, jedzenie dobre i niezdrowe, nikt nie przejmuje się prawami czarnoskórych. Jake, jako George Amberson, radzi sobie w przeszłości nadzwyczajnie dobrze. Dzięki dokumentom, które dostał przed podróżą i podrobionym dyplomom dostaje pracę w małej miejscowości. Tam poznaje miłość swojego życia Sadie. Pragnie związać się z piękną kobietą. Tylko czy taka interwencja w przeszłości nie zmieni za bardzo przyszłości? I co z planem uratowania USA przed przyszłością? Czy da się to pogodzić? A może Jake (George) wybierze spokojne życie nauczyciela i nie będzie próbował zrobić tego, po co tam przybył? Przekonajcie się sami.
Książkę byłam zmuszona czytać z przerwami, choć miałam ochotę ją pochłonąć w całości. Gdy odrywałam się od niej nie mogłam się doczekać powrotu do świata przedstawionego przez Kinga. Czułam się tak, jakbym czekała na następny odcinek ukochanego serialu. Dallas ’63 wciąga niesamowicie, choć pewnie nie wszystkim będzie się podobać. Trzeba się przyzwyczaić do wielu postaci, bardzo rozbudowanej fabuły i ponad 850 stron przez które trzeba przebrnąć. Opłaca się jednak, jak przy każdej książce Mistrza. King, jak zawsze, spełnił moje oczekiwania w 100%.
Pod koniec książki czułam się jak bohaterka "Misery". Miałam ochotę zmusić ukochanego pisarza do zmiany zakończenia. Czułam się jak bohater „Cmętarza zwieżąt”, który zrobi wszystko, aby przywrócić do życia ukochaną osobę. Czy Was końcówka książki zaskoczyła tak samo jak i mnie?
Dallas ’63, Stephen King, Prószyński i S-ka, 2011
10/10
recenzja opublikowana na stronie kobieta20.pl
Etykiety:
10/10,
2011,
blog,
cmętarz zwieżąt,
Dallas ’63,
książka,
literatura,
misery,
Prószyński i S-ka,
recenzja,
recenzje książek,
science fiction,
Stephen King
Subskrybuj:
Posty (Atom)