wtorek, 3 stycznia 2012

Czas zmierzchu Dmitry Glukhovsky

Zachłysnęłam się moim szczęściem, zanim na dobre otworzyłam książkę, że będę miała okazję przeczytać książkę rosyjskiego Dana Browna. O jego poprzedniej książce Metro 2033 tyle dobrego czytałam.

Mam nauczkę raz na zawsze. Nie oceniać książki po okładce, a autora po jego poprzednim sukcesie.

Współczesna Moskwa. Tłumaczowi średniego kalibru udaje się przeżyć od pierwszego do pierwszego dzięki tłumaczeniom instrukcji obsługi i temu podobnych tekstów. Gdy dostaje propozycję przetłumaczenia dziwnego starego dokumentu za potrójną stawkę, bierze zlecenie, chociaż nie za bardzo zna język, w którym napisany jest dokument. Początkowo idzie mu bardzo opornie. Powoli przebija się przez zagmatwane linijki ze słownikiem w ręku, a czytelnik mozolnie czyta powstający tekst razem z nim. Okazuje się, że jest to dziennik z wyprawy konkwistadorów na Jukatan w poszukiwaniu nieokreślonych świętych tekstów Majów. Główny bohater zaczyna żyć drugim życiem. Nie może się doczekać kolejnych części zlecenia, aby znów zagłębić się w fascynujący świat. Z tajemniczym tłumaczeniem wiążą się jednak pewne… tajemnice i kłopoty. Osoby, które miały z nim do czynienia znikają w tajemniczych okolicznościach. Czy tłumaczowi grozi niebezpieczeństwo? Na pewno grozi mu choroba psychiczna. Życie bohaterów dziennika zaczyna mieszać mu się z jego życiem. Jeden świat przenika drugi…

Coś, co miało sprawić mi wielką przyjemność, sprawiło mi wielki problem. Chyba pierwszy raz w życiu modliłam się, aby książka się skończyła. Akcja, która miała być ciekawa i wartka była nudna i płytka. Nie działo się nic. Na domiar złego XVI dziennik przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Każdy akapit dziennika zaczynał się od „iż” co sprawiało, że czyta się to koszmarnie. Sam bohater to zauważył. Bohater nieciekawy, fabuła rodem z „Mody na sukces”, strony, które ciągną się w nieskończoność. Po raz pierwszy miałam ochotę utopić książkę, wykląć autora i popełnić rytualne samobójstwo. A stron do przeczytania nie ubywało.

W pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać, ale to, co wycierpiałam na początku sprawiło, że przestało mnie to obchodzić. Dobrnąć do końca. Tylko tyle. Co z tego, że autor faktycznie ma talent, skoro szansa na przejście przed pierwszą, koszmarnie nudną, część książki, jest jak szansa na trafienie czwórki w totka?

Nie przeczę, Dmirty Glukhovsky jest autorem ciekawym. Jestem pewna, że gdy wrócę do jego poprzedniej książki, „Metro” będę zachwycona. Co nie zmienia faktu, że za bardzo mnie zmęczył, abym mogła pozytywnie ocenić „Czas zmierzchu”. To książka dla wytrawnych czytelników, takich, którzy docenią zabiegi autora. Boję się jednak, że Dmirty Glukhovsky przecenił przeciętnego czytelnika, który nie chce być zanudzany na śmierć w oczekiwaniu na zwrot akcji. Albo przecenił czytelników, albo za bardzo przesadził i się nie zorientował.

05/10

Czas zmierzchu, Dmitry Glukhovsky, Insignis, 2011

recenzja opublikowana na dlalejdis.pl

6 komentarzy:

  1. Zarówno tytuł jak i okładka wyglądają apetycznie! Od razu pomyślałam, to książka dla mnie... Jednak widzę, że to była pochopna decyzja :) Jak to się mówi, autor nie wykorzystał potencjału jaki ma ta historia... A przynajmniej tak mi się wydaje :) Książki nie przeczyta. Dzięki, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. @Iliana: książki broń boże nie odradzam, lepiej jednak być przygotowanym na to, co nas może odrzucić. Za to polecam całym sercem Piter- recenzja już niedługo

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze wiedzieć, że nie każda książka tego autora jest świetna. Też wiele słyszałam o "metrze", ale w takim razie nie będę sie brać za inne tytuły Glukhovsky'ego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przykro to słyszeć, bo liczyłam na tego autora... No cóż, nie zawsze może być tak pięknie jak w przypadku "Metro 2033" :) Ale i tak chciałabym kiedyś przeczytać i mieć na półce. Jakoś tak :P

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja się nie do końca zgodzę. Mnie się książka podobała. Przeczytałem obie części "Metra" i jeszcze jedną książkę Głuchowskiego, która nie doczekała się jeszcze przekładu na polski "Rasskazy o Rodinie" ("Opowiadania o ojczyźnie") i muszę przyznać, że Głuchowski jest dla mnie bardzo dobrym autorem. Jeśli już miałbym wskazać jakąś słabszą jego książkę, to jest to dla mnie Metro 2034. Natomiast "Czas zmierzchu" owszem, może nie jest książką z wartką akcją, ale na swój sposób mnie zachwycił. Jedyną faktycznie irytującą rzeczą jest wspomniane "iż". Mimo wszystko polecam. No cóż, może to kwestia gustu :)Ja będę szerzył kult Głuchowskiego wbrew negatywnym opiniom ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Paweł: wiem, że Glukhovsky jest dobrym pisarzem. Tyle, że do mnie ta książka nie przemówiła, co nie znaczy, że kiedyś do niej nie podejdę po raz drugi. Szerz kult, ja również będę (tylko przy innych książkach) bo facet ma talent

    OdpowiedzUsuń