Są na tym świecie takie książki, które zostawiają w nas
trwały ślad, zmieniają nasze postrzeganie świata, zmuszają do refleksji. Jedną
w takich książek jest Żona mormona.
Irene Spencer to niczym niewyróżniająca się kobieta. Niezbyt
urodziwa, pulchna i uśmiechnięta. Szczęśliwa. Kto zobaczyłby jej zdjęcie nigdy
nie zorientowałby się ile w życiu przeszła.
Główna bohaterka książki, a zarazem jej autorka wychowała
się w rodzinie praktykującej poligamię. W dzieciństwie karmiono ją niczym w
sekcie informacjami o tym, że im więcej dzieci urodzi tym lepiej będzie jej w
niebie, że wielożeństwo to jedyna droga do raju, że musi być posłuszna tym
przez których przemawia Bóg. Jako dziecko Irene była odseparowana od świata,
nie czytała książek, nie słuchała muzyki, nie spotykała się w rówieśnikami. Żyła
w zamkniętym świecie.
Gdy pewnego dnia poznaje przypadkiem Verlana czuje, że jest
jej on przeznaczony. W międzyczasie w jej życiu pojawia się Glen i miałam
szczerą nadzieję, że autorka z nim zostanie. Przecież go kochała. Nie był on
jednak poligamistą. Irene została więc przeznaczona Verlanowi. I w końcu, o zgrozo,
została jego żoną. Aż miałam ochotę krzyczeć „On zniszczy Ci życie kobieto! Opanuj
się!” Życie z Verlanem nie było jednak usłane różami. Irene została jego drugą
żoną. Pierwsza była Charlotte- przyrodnia siostra Irene. Bohaterka czuła się
przy pięknej Charlotte odepchnięta, ale przynajmniej spędzała z mężem kilka dni
w tygodniu. Niestety zawsze może być gorzej. Po Irene więc pojawiły się kolejne
żony: Lucy, Beverly, Eshter, Susan, Lillie, Helen, Elizabeth oraz Pricilla.
Wyjątkowo nie będę Wam opowiadać o książce ponieważ każda
informacja mogłaby zniszczyć przyjemność odkrywania życia bohaterów książki.
Powiem tylko, że jej życie to nie był obiecany raj, a droga przez piekło, które
miało się nigdy nie skończyć. Wieczna bieda, zazdrość o męża, błaganie Boga o
śmierć, walka o byt, o zdrowie dzieci, o swoje miejsce na tym świecie. Jej
życie było nieustanną walką. I szczerze się zdziwiłam, gdy Irene stwierdziła „dość!”.
Książka nie jest gruba, ale ciężko się ją czytało. Nie jest
napisana trudnym czy nudnym językiem, ale mówi o trudnych sprawach dlatego nie potrafiłam
przeczytać jej ot tak. Długo myślałam po przeczytaniu każdego kolejnego
fragmentu i zastanawiałam się, gdzie jest ten jej Bóg. Dlaczego jej nie pomoże,
nie da znaku, nie zlituje się nad tą kobietą. Okazuje się, że Bóg wielokrotnie
dawał jej znaki, lecz Irene ślepo zapatrzona w męża i religię znaków tych nie
widziała.
Jeśli macie możliwość, sięgnijcie po tę pozycję. Nie wiem,
czy przypadnie Wam do gustu, ale da Wam wiele do myślenia. Odnośnie życia,
sensu istnienia, miłości, a także religii. Każdej religii.
10/10
Żona mormona, Irene Spencer, Świat książki, 2012
Za książkę dziękuję wydawnictwu
Zastanawiam się, ile w książce prawdy o mormonach, bo krążą o nich różne legendy, są grupą wyklętą.
OdpowiedzUsuńNie zgłębiałam ich wiary, więc trudno mi się odnieść do tego, co piszesz o książce. Książkę posiadam, ale będę musiała najpierw poczytać o religii mormonów, którą znam raczej pobieżnie z amerykańskich filmów.
Nie wiem ile prawdy, ufam jednak, że autorka nie kłamała. A jeśli tak jest, to ich życie jest pełne cierpienia i wyrzeczeń w imię wiecznej chwały.
UsuńZaglądałam w różne źródła, nie wygląda to źle, ale często jest tak, że religia różnie się kształtuje, różne przybiera oblicza, stąd wojny na tle religijnym, a te są chyba najbardziej krwawe.
Usuń