Bajklandia, połowa lat 80., PRL, kolejki do sklepów, wszystko na kartki. Polska dawnych lat. A w tej Bajklandii Ania Kropelka i jej świat.
Izabela Sowa w książce „Zielone jabłuszko” przedstawia nam życie Ani Kropelki, dziewczyny z małego miasteczka. Akcja „Zielonego jabłuszka” toczy się w Bajklandii, mieścinie, gdzie każdy zna każdego, gdzie dużo zależy od księdza i od dyrektora szkoły, gdzie sąsiadki mają wpływ na nasze życie. Ania Kropelka mieszka z prababcią, dziadkami i kotem, jej mama jakiś czas temu wyemigrowała z kraju, jednak dziewczyna się tym zbytnio nie przejmuje. Ma swoje życie, swoje problemy i swojego przyjaciela Bolka.
Miała być sentymentalna podróż do czasów, „kiedy każde mieszkanie zdobiła meblościanka, w supersamach walczyło się o frykasy na kartki, na listach przebojów królowała Sabrina”. Miała być, bo dla mnie jakoś to wszystko nie wyszło, a jabłuszko jest strasznie mdłe. Przecież PRL można opisać ciekawiej. Przecież bohaterowie mogą mieć głębię. Przecież tło książki nie musi być nijakie, nawet jeśli rzeczywistość która otacza bohaterów właśnie taka jest. Ania Kropelka (kto to wymyślił?) miała być przedstawicielką swojego pokolenia. A była bezbarwna. Miała „kochać swoje miejsce na ziemi”, a miałam wrażenie, że nie dlatego nie myśli o ucieczce z miasteczka albo i z kraju, że kocha swoje miasto, lecz dlatego, że się zwyczajnie boi, że jest zakompleksiona. Nie polubiłam Ani Kropelki. Już o wiele bardziej polubiłam bohaterów trzecioplanowych, bo oni mieli w sobie chociaż trochę życia i fantazji.
Bajklandia? Czy ta nazwa miała być ironiczna, czy też pokazywać, że dla Ani mieścina jest jednak bajką? Nie pasuje i tak, i tak. Strasznie się zawiodłam na „Zielonym jabłuszku”. A mogło być tak przyjemnie i miło. Niestety, nie było. Brak akcji, rozciąganie w nieskończoność czegoś, co można streścić w dwóch zdaniach. Jakby autorce zabrakło pomysłu na książkę i na tą całą Anię. Dialogi, które miały być zabawne, brzmiały słabo. Wszystko jakieś takie nienaturalne i naciągane. Nie wierzę, że tak wtedy było. Czytałam już kilka książek osadzonych w tych czasach i było o wiele ciekawiej.
Gdyby tylko autorka wyciągnęła na światło dzienne bohaterów bardziej charyzmatycznych, gdyby dała im się rozwinąć, gdyby nadała tej Ani trochę charakteru… Gdyby…
I okładka. Zupełnie nietrafiona niestety. Robi nadzieję na coś, czego nie ma, nie było i nie będzie.
Zielone jabłuszko, Izabela Sowa, Nasza Księgarnia, 2012
recenzja opublikowana na dlalejdis.pl
No niestety, już dawno temu przekonałam się, że ta autorka nie przyciąga niczym interesującym - bezbarwni bohaterowie, drętwe dialogi, naciągany humor. Nawet jak na czytadło, jest tu wszystkiego za mało.
OdpowiedzUsuńA no... szkoda, że dopiero teraz to wiem :( I tak zawsze, gdy sięgnę po polską książkę. "Uda się, czy nie uda"?
Usuńczytając pierwsze zdania recenzji i to, że książka porusza tematykę plu natychmiast w moich oczach pojawił się błysk. szkoda, jednak że autorce nie udało się w ciekawy sposób zrealizować pomysłu... psyt iskierka zgasła.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak samo miałam. A tu dupa blada. Widać nawet wdzięczny PRL można łatwo popsuć
UsuńLubię książki historyczne (bo dla mnie PRL to już historia), ale skoro piszesz, że jest to słaba pozycja, to odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuń