Głównymi bohaterami książki są Annia i Mohamed. (Nie)zwykła Annia mieszka w Nowym Jorku i jest związana z Arabem- muzułmaninem Mohamedem. Gdy w związku ze swoją pracą Mohamed musi przeprowadzić się do Bagdadu Annia postanawia pojechać z nim. Chyba nie wyobraża sobie rozstania. Przez prawie siedem lat mieszka na Bliskim Wschodzie- w Bagdadzie i Bejrucie. Bohaterka poznaje w tym czasie zwyczaje panujące w Iraku i Libanie, mieszkańców kraju i ich sposoby na radzenie sobie z otaczającą ich rzeczywistością. I właściwie o tym jest ta książka. Nie, to nieprawda.
Gdy otacza nas wojna, gdy wszędzie są konflikty zbrojne, ludzie nie zamierają, nie popadają w otępienie. Oni żyją i są głodni. Muszą jeść. I to właśnie jedzenie sprawia, że nie tracą reszty człowieczeństwa. Bo jedzenie jest wtedy jedyną rzeczą, która ich łączy, która jest niezmienna. Nieważne gdzie są, co się z nimi dzieje- kochają i jedzą. I właśnie o tym jest ta książka.
"O jedzeniu, miłości i wojnie".Okładka nie kłamie. Dokładnych losów Annie i jej bliskich nie ma sensu Wam opowiadać, bo poszczególne zdarzenia, jak zdarzenia. Można się domyślić, co dzieje się w czasie wojny. Ważniejsi w tej książce są ludzie, ich historie, atmosfera, interakcje między nimi, zwyczaje (o których już trochę czytałam w innej książce o mieszkańcach Bliskiego Wschodu) i jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie. To ono moim zdaniem sprawia, że ta książka tak mi się spodobała. Sama nie wiem dlaczego, bo co cudownego może być w jedzeniu. Ale możecie mi wierzyć, ja czułam zapachy opisywane w Dniu miodu.
Język książki jest przyjemny i miły dla oka oraz umysłu. Sama treść przystępna i wciągająca. Najważniejszy jest jednak styl autorki. Rzadko się zdarza, aby ktoś umiał opisywać tak, aby czytelnik czuł się, jakby stał nad autorką i towarzyszył jej na każdym kroku. A ja tak się czułam. Nie jak obserwator, ale jak gość. Bardzo lubię tak się czuć. Lubię, gdy autorzy zapraszają mnie do swojego świata, a nie tylko stawiają przy szybie i mówią "Popatrz sobie". Lubię, gdy biorą mnie za rękę i prowadzą od pierwszej do ostatniej kartki pozwalając dotknąć, poczuć i posmakować. A Annia Ciezadlo okazała się bardzo gościnna.
Dzień miodu Annia Ciezadlo, Świat Książki, 2012
Za książkę dziękuję wydawnictwu
Bardzo pozytywna recenzja, a sama książka brzmi jak intrygujące połączenie zupełnie różnych tematów. Z opisu mam wrażenie, że nie jest to pozycja z typu moich ulubionych, ale może się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńA w temacie uczuć i jedzenia, mogę Ci polecić "Sekretne życie pszczół" :)
Nazwę słyszałam. Mam nadzieję że będę mogła przeczytać. A Dzień miodu Ci polecam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale to niestety nie jest miejsce na reklamę.
Usuń