Czasami warto odejść na chwilę od lektur lekkich i przyjemnych i poświęcić trochę czasu lekturom trudnym. Nawet takim, po których możemy dostać migreny lub kaca moralnegoRafał Ziemkiewicz. Człowiek znany, inteligentny, nagradzany (laureat nagrody Kisiela). Czy taki człowiek mógłby pojechać na swojej opinii i napisać książkę, w której roiłoby się od kłamstw? Czy byłby w stanie narażać się na ciąganie po salach sądowych z powodu oszczerstw?
Po „Michnikowszczyznę zapis choroby” sięgnęłam chętnie, choć z obawami. Wszak to nie to samo, co romansidło, czy obyczajówka. To książka dość trudna, szczególnie dla osób, które z wydarzeń końcówki lat 80tych, początku 90tych pamiętają głównie gumy do żucia i zabawki. Nie należę do patriotów: nie śledzę z zaangażowaniem losów naszego kraju, nie zaczytuję się w historii Polski. Nie można mnie jednak nazwać ignorantką. Wiem, ogólnie, co się dzieje i znam (lepiej lub gorzej) najnowszą historię kraju.
Michnik zawsze kojarzył mi się z wolnomyślicielem, człowiekiem, który zaprowadził najważniejsze zmiany w naszym, moim kraju. Wiem, że każdy ma coś za uszami i nikt święty się nie rodzi, ale akurat do Adama Michnika nigdy nic nie miałam.
Rafał Ziemkiewicz pokazuje Michnika z całkowicie innej strony. Nie bałabym się nawet nazwać jego idei obrazoburczymi (i myślę, że autor chyba by się za to określenie nie obraził). W końcu miał czelność wystąpić przeciwko osobie, która cieszy się powszechnym szacunkiem, a michnikowszczyna stała się cytując bohatera „Misia” Barei „nową świecką tradycją”.
Gdy babcie będące wyznawczyniami pewnego ojca Tadeusza mówiły o Michniku jak najgorsze rzeczy, zawsze stawałam w jego obronie. Widocznie nie tylko ja: „pokolenie moich rodziców: u progu III RP zachłysnęli się dyskursem o wolności i demokracji narzuconym przez „Gazetę Wyborczą”. Do nich już nic nie dotrze. Oni kochają Michnika”. Cóż. Ja wprawdzie go nie kocham, ale do tej pory uważałam, że facet dobrze mówi.
Czy jednak? Jeśli wczytamy się dobrze w tekst Rafała Ziemkiewicza zauważymy, a autor nam to jeszcze ładnie palcem pokaże, że Adam Michnik plątał się przez wiele lat w zeznaniach. Zarówno jako autor tekstów jak i jako poseł… więc jak jest naprawdę? Działacz polityczny, obrońca Solidarności, historyk, organizator antykomunistycznej opozycji, czy też zręczny i w miarę inteligentny gracz, który zaplątał się w tym wszystkim?
Z książką mam dwa zasadnicze problemy: po pierwsze papier zniesie wszystko, a nie od dziś wiadomo, że odpowiednio ułożone zdania pokażą dokładnie to, o co autorowi chodzi. Nie wierzę też, że ktoś po przeczytaniu lektury poleci do biblioteki miejskiej i prześledzi całe archiwum „Wyborczej” w celu porównania słów i dat.
Sprawa druga: patronaty: „Gazeta Polska” i „Rzeczpospolita”. Jakby nie patrzeć przeciwnicy „Wyborczej”
Po przeczytaniu książki nie zmądrzałam, co najwyżej nabawiłam się długotrwałej migreny. Nie mówię, tekst autora zrobił na mnie wrażenie, ale… No właśnie. Ale nie wiem czy zmienię nastawienie.
Oceny pozycji nie będzie. Nie mogę z czystym sumieniem polecić albo odradzić lekturę „Michnikowszczyzny”, nie mogę też powiedzieć, czy pozycja ta to arcydzieło czy chłam.
Książkę pozostawiam bez wyraźnych wskazań na to, czy warto po nią sięgnąć czy też nie. Decyzja należy całkowicie do Was, ponieważ ja mam za duży chaos w głowie.
5/10
Rafał Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna zapis choroby, Fabryka Słów, 2011